I resztą boskiego ciała ozdobionego żółtym fartuszkiem w kwiatuszki, czyli Miau, usiłowała zagonić mnie i Breble do garów.
Na szczęście, kiedy zobaczyła, jak dydolimy skórę od boczku, załamała nad nami umączone, spracowane ręce i kazała siedzieć, nic nie robić i ewentualnie nie przeszkadzać.
Narobiła kluseczek jak dla pułku wojska (ja wiem, że Kotbertu ta sąsiedzka skleroza względem zalania wypadła nagle, ale temu, co mi na dziś zostało nie podołałaby w żadnym stopniu. Ja wchłonęłam jakąś jedną trzecią i mam ponure myśli), z tym, że smaczniej. Dużo smaczniej. Borys tymczasem stał się nieopanowanie towarzyski. Zostałam uszczęśliwiona długopisem wielofunkcyjnym w kolorze violet z greenem, zwieńczonym napalczastą figurką czarownicy z dwoma lewymi rękami. Nakładka z czarownicą kryje psikacz z kwaśnym jak nieszczęście soczkiem (kotom też nie smakował i obruszały się na psiknięcie). Ale tak poza tym to normalny długopis.
Czarownica na długopisie i na podobnym mojemu pisadle Borysa Człowiek-Rzekotka wzięli udział w spektaklu o scenariuszu i reżyserii Borysa, charakteryzującym się niezliczoną ilością sezonów i rekwizytów pod postacią składanego morza, wyspy z palmą i gitar topionych. Dziecku się podobało. Mnie, przyznam szczerze, też. W każdym razie daleko bardziej od dydolenia skóry od boczku.
Generalnie sabat z tych udańszych. Ma ktoś pustą buteleczkę z pędzelkiem po lakierku do paznokietków, kurweczka maciczka? Miau ma mi odlać przecudowną odżywkę, po której paznokcie przenigdy się nie łamią.
I kto mi zajebał "Nikt nie wyjdzie stąd żywy", się pytam grzecznie, hę? W żadnych typowych i nietypowych miejscach dla ksiażek w mojej hacjendzie nie ma, więc chyba jednak musiałam pożyczyć, zwłaszcza że nie widzę również zbiorku poezji Morrisona.
Dziś pogrzeb mamy Moostanka. Nie chcę tu snuć przesadnych wspomnień, dość rzec, że mieszkałam z nią przez kilkanaście miesięcy, więc była mi bliska. Zimno, mokro i smutno. Ale, jak zauważył Moostank, już nie cierpi, więc jej jest na pewno lepiej.
6 komentarzy:
Fartuszek jest w kokardki.
Ha!
Kwiatuszki mi się bardziej komponowały leksykalnie.
Ach so.
Buteleczkę po lakierku już dla Ciebie znalazłam, odżyweczkę przelałam, więc teraz interesuje mnie tylko kiedy jest sabat.
W niedzielę Dywersyjna Akcja Stanikomaniakalna, a w przyszłym tygodniu się pomyśli - odpada piątek.
A co to były za kluseczki?
łyżką kładzione. ziemniaczane takie.
nie zmogłam wszystkich... :(
Prześlij komentarz