22.10.07

I po wyborach, i po ciszy

Cieszę się. To dobry wynik. Nie mamy już kryminalistów ani faszystów w rządzie, mniej będzie chorych z nienawiści karłów - chociaż PO pod koniec kampanii była równie zarażona tym jadem. Ale nie będzie już rac genialnych pomysłów jak mundurki w szkołach, religia wliczana do średniej na świadectwach i opodatkowania bezdzietnych. Nie będzie też hehe gwałcenia prostytutek hehe. Ani innych pokazów szowinizmu - przynajmniej w takim wydaniu.
Co będzie? Nie spodziewam się cudów. Nefnef na forum zaczął się zastanawiać, czy wrócą ci, którym decyzja o wyjeździe do UK przyszła łatwiej za rządów PiSu. Breblebrox, moim zdaniem słusznie, zauważyła, że może chociaż powstrzymamy tych, którzy (jeszcze) nie wyjechali.
Nie spodziewam się darmowej antykoncepcji, szpitali na poziomie serialu "Ostry dyżur", całego kraju pokrytego hotspotami i kwoty na koncie, tej, co teraz mam w złotówkach, w euro. Ale może ciut więcej osób znajdzie tu robotę za godziwe pieniądze, bez tyrania po 11h za najniższą krajową? Może się na jaki yasmin trafi dofinansowanie? Może uda się spowodować, że w ramach sensownie pomyślanego ubezpieczenia prywatne szpitale będą traktować pacjenta jak klienta, który płaci i wymaga, a nie jak zło konieczne, od którego opędzić nie sposób?
(No dobra, na te darmowe hotspoty to jednak po cichu liczę ;))
Zagłosowałam. I może nie będzie przepięknie, ale chociaż normalnie?

PS Gwoli ścisłości, bo ewidentnie komentuję program wyborczy PO. Głosowałam na LiD, bo miałam dużą dozę sympatii wobec Partii Demokratycznej dwa lata temu. Liczę na to, że znajdzie z PO podobieństwa, jakie i ja znalazłam, i trochę razem sensownie porządzą.

18.10.07



Korzystanie z forum gazety.pl

Dziś wygląda tak:


Przyznam, że frustrujące i muszę sobie mocno tłumaczyć, że nikt tu nikomu na złość nie robi. Ciekawe, jak to będzie wyglądało w weekend, w czasie ciszy przedwyborczej :D

Net znów na telefonie, wygląda na to, że jednak karta sieciowa padła na pysk. Miała prawo, była już wiekową kartą. Może jutro starczy mi samozaparcia, by pobiec do manu i nabyć drogą kupna nową.
Poza tym: ciągle śpię; z tym niepokojącym w półśnie wrażeniem, że nie mogę się wybudzić.

17.10.07

Wybory za pasem

Już się w miarę określiłam, kogo wybieram. Przestudiowałam programy, znalazłam znajome twarze, tak że połączę przyjemne z pożytecznym i zagłosuję na konkretnych ludzi, ale z ramienia konkretnej partii.
Brite również poddał się duchowi wyborów i rozesłał po znajomych grę, którą sam napisał. Nie zajmuje wiele czasu, a jest śmieszna, więc zachęcam :)

16.10.07

Jeszcze jedno, przytargane

Z RU, po teście na szarość.
Był czas, że tak to oksymoronicznie ujmę, bezkompromisowej walki o bezwzględną akceptację otoczenia. Potem - uświadomienie sobie, że niczego tym nie wygram. A przegrać mogę... cóż, wszystko. Otoczenie sobie nieźle radzi beze mnie i diabelnie idiotycznym jest chorobliwie koncentrować się na tym, co o mnie pomyśli - najpewniej w ogóle nie zauważy.
Jeżeli w definicję szarości jest wpisane dążenie do pozyskania samopoczucia, ze jestem lubiana - to owszem, tej szarości nadal we mnie sporo. I nie chcę się jej wyzbywać - dobrze mi z nią. Natomiast priorytetem dla większości decyzji jest rozstrzygnięcie, czy niesie ona za sobą czyjąś krzywdę.
Nie zawsze umiem rozstrzygnąć.
Ale się staram.

yyyyyyyyyyh

Se nagrzebałam w P800i tak, że chyba go zepsułam i teraz będę musiała chlipać o pomoc u jakiego Blq albo choćby u Breblebrox...
Ano, zachciało się mieć polskie menu, a za to nie spojrzeć, na jaki telefon był napisany language pack, to się ma. Cóż. LOL generalnie, bo nie wierzę, że nie da się naprawić.

Zalatany, długi dzień. Najpierw badania - posiewy i inne dziwolągi dadzą wyniki za tydzień, USG nerek szczęśliwie nic nie wykazało! Potem - przyjemny spacer z H. po okolicach mej szkoły i pobliskim parku, niekoniecznie w tej kolejności. Piękna, złota, nie słota jesień. I ciepło (nie mówi się ciepło, tylko ciepnęło!)
Spotkaliśmy też fucking big cat, który, jak mi później naplotkował tato, jest tubylcem ulicy Hortensji :)



H. potem popedałował jeszcze po okolicy, nawiózł fot strasznie przepięknych, a ja udałam się na samotną wyprawę do Kauflandu.
Arggh! te nieporęczne wózki! te plączące się pod nogami i kółkami ludzie! te źle opisane artykuły, dzięki czemu kupiłam 1,5kg kociej karmy zamiast 2kg i worki śmieciowe o pojemności 160l zamiast 35l!
A śledź za niezbyt słoną opłatą w sosie diżońskim, ale to z innej beczki. Będę chodzić obszarpana, a jesień siwą mgłą mnie spowije, lecz nic to... śledzia zjem! i śledź ów będzie ze mną a ja ze śledziem. W sosie diżońskim. i jedność ze śledziem ustanowimy i przetrwa owa jedność ze sledziem mimo mgły i jesieni! Albowiem będzie mi marynatą szproty wojennej!
(to był efekt śledzenia śledzia wraz z H., kopirajt zarezerwowane)

15.10.07

No, to rozumiem


Przyszli i naprawili :D

update wieczorny
Przechwaliłam, działa szybciej niż dotychczas, ale nie tak przepięknie. Ale może to dlatego, że wieczorem jest bardziej obciążony nadajnik? Posiedzę w tym tygodniu w domu, to będę miała okazję sprawdzić.
A posiedzę, bo... urwałam się dziś z pracy, by m.in. dopilnować tego naprawiania internetu, a także pojechać do internistki i gina. No i internistka obejrzawszy wyniki rzecz jasna dała skierowanie na USG nerek, posiew moczu i jakieś tam kłucie dodatkowe, a przy okazji zajrzawszy do gardła uznała, że to gardło do gadania się nie nadaje (dobrze, że gin spojrzawszy tam, gdzie zwykł był patrzeć nie stwierdził tego samego!) i dała mi L4 do piątku.
Z badaniami zawalczę jutro. Z rana. Z bardzo rana. Ale wolę wiedzieć co mi jest, jeśli cokolwiek...

14.10.07

Nie mówi się zimno, tylko zimnęło



I mnie dziś tak jest.

Teraz mam w domu jakieś 18 stopni - dość normalna temperatura, a mnie chwytają co pewien czas dreszcze. W sumie największym komfortem termicznym było leżenie pod śpiworem w opakowaniu i puszczenie sobie podmuchu farelka w twarz.
(Gorączki jednakowoż nie mam, standardowy tylko już u mnie ostatnio stan podgorączkowy. Teraz żałuję, że nie polazłam jednak w sobotę do internistki jakiejś, bo ani ciągła temperatura 37,2, ani permanentne dreszcze nie są chyba zbyt normalne :/)

Szprotkanie zostało uskutecznione w Odhuani jednak - szalę zwycięstwa frakcji bałuckiej przechylili KotRedy pomieszkujący również w tych północnych okolicach.

13.10.07

Z internisty

Nic nie wyjszło. Wprawdzie ustawiłam budzik na 9:30, by zadzwonić do Medaxu i się do kogoś umówić, ale jakoś zapomniało mi się, że dziś sobota, a w ustawieniach alarmu miałam tylko dni powszednie :D Jednym słowem - zaspałam. Nic to, i tak muszę w tym tygodniu wyrwać się do prof. Pertyńskiego, by mi pooglądał międzynóże i przepisał jaśmin w tabletkach, więc może przy okazji wyhaczę i internistkę i podetknę jej pod nos te wyniki.
A zaspałam, bo odbębniłam wczoraj imprezkę firmową. Pierwszoklaśnie, muszę przyznać, a splendid isolation pokultywowałam przez jakąś godzinę szkoły przetrwania występu Gąsowskiego i Śleszyńskiej, i Rozmusa - paskudnie biesiadne to było. Za to, jak zagrało T.Love, urwałam się z telemeneli do swojego starego teamu technicznego i w efekcie wytańczyłam z Waśkiem i Krygim za wsze czasy. Wasiek generalnie był w tak przysiadalnym nastroju, że Monika, kobitka, o której nie wiem, czy jest Wasia byłą czy aktualną, targała go później za klapy i konspiracyjnie ocierała oczy. Sobie ja tam nie mam nic do zarzucenia.
(Lubię Monikę, jest tak cudownie złośliwa. Chwyta ci ona mnie za kosmyk i mówi: -Super fryzura! Bo wiesz, mnie jak kobieta mówi, że mam fajną fryzurę, to wiem, że muszę coś zmienić! - Robi to z takim wdziękiem i przekorą, że można się tylko dusić ze śmiechu, patrzeć, podziwiać i brać przykład).
Dziś knujemy szprotkanie. Frakcja bałucka, czyli SzproHuann woli w Odhuani, zaś frakcja chojeńska, czyli Mag.giAardy - w Biblio. Spór trwa. Historia rozstrzygnie, kto miał rację.

Net mają mi naprawić w poniedziałek, przyjedzie spec pooglądać antenkę i inne utensylia. Mam nadzieję, że skutecznie, bo transfer ponoć mam zwiększony już.
No i jedzie już do mnie klawiaturka do p800i, i w tym tygodniu spodziewam się również dostawy karty pamięci - kupiłam obie rzeczy na allegro.

11.10.07

Wolny czwartek, tłustych czwartek


Niezmiennie bawi mnie mój gniewny rozpęd zdesperowanej kuli śniegowej, która hamuje tuż przed celem i staje się łagodnym bałwankiem. Na dzisiejsze wydarzenie mam przynajmniej jakieś usprawiedliwienie.
Otóż z okazji wolnego czwartku zwlokłam się z wyra o 9:00 (normalnie, jeśli tylko mogę, wstaję o 10:30), by dać pobrać sobie krew w celach badawczych i uskutecznić zapowiadane wyrywanie nóg z dupska dostawcy internetowemu. Plan zrealizowałam. Po trosze. Krew pobrali, kazali siusiać do słoiczka w kibelku bez półki - nie chcę tu wdawać się w zbyt wielkie intymności, ale zapewniam, że kretyńsko się człowiek czuje siedząc na sedesie i podtykając sobie pod odpowiedni otworek plastikowy słoik - w razie czego dowiozę większą próbkę jutro; krwi zaś wyniki już dziś, oj dana dana.
Dostawca siedzibę ma w pobliżu przychodni: tak akurat, aby po drodze wchłonąć słodką bułkę z serem (polecam kiosk na rogu Zielonej i Zachodniej, bułka prima sort!). Wchodzę ci ja, a tam Xylaz. Kolega znaczy. Z Piany Złudzeń się znamy.


No i od słowa do słowa po starej znajomości wydębiłam nie dość, że solenną obietnicę dołożenia wszystkich starań względem naprawy tego, co nie działa, to jeszcze za identyczną opłatą miesięczną zwiększenie transferu na 512/256!
Na razie nie działa, daję im czas do poniedziałku.

Poza tym przyjęłam przedwczoraj szczepionę przeciw grypsku, co się objawiło wczoraj padnięciem na ryj i popędzeniem słupka rtęci w termometrze do ciut powyżej 37 stopni. Dziś mam zamiar szczerze i bez zahamowań się opieprzać z krótkim antraktem na odbiór wyników i wizytę Huann.

update wieczorny
Próbka wystarczyła, więc nie muszę jeździć ze swoimi siuśkami w sloiku po centrum Łodzi. Wyniki - takie sobie. Nie jestem lekarzem i moja diagnoza nie może być miarodajna, ale widać jakiś stan zapalny i kłopoty z nerkami :/ Zajrzę do jakiegoś internisty w sobotę, niech zinterpretuje.

7.10.07

Za niedługo wychodzę

Do Huann wychodzę, grzać się, tulić, telewizor oglądać i ogólnie się nim cieszyć.
Więc tylko krótko, bo widzę, że wcześniej nie nadmieniałam: zaangażowałam się w nakręcanie spotkania klasowego (poodnajdowaliśmy się jakoś tu. Za trzy tygodnie spotkanie!
W tym tygodniu mam też imprezkę firmową. W Cabarecie. Pójdę, rzecz jasna, zawsze przychodzę (i wychodzę po godzinie, bo to jednak nie dla mnie. Ale pokultywuję splendid isolation)
Aard mnie zanęcił do dyskusji politycznych. Postanowiłam tym razem świadomie podejść do sprawy i po pierwsze, w ogóle wybrać, po drugie, wybrać rozsądnie. Wczoraj do 2:00 w nocy wertowałam programy wyborcze LiDu, PO i PSLu, dziś jeszcze miałam na warsztacie Partię Kobiet. Na podlinkowanym forum wyrażam swoje wahania, więc powtarzać się nie będę.
Poza tym obejrzałam trzy odcinki Włatcy Móch (owszem, zabawne, ale żeby aż kultowe? No ale może trzeba się wgryźć), próbowałam wygrać płytę Korna w Esce Rock, pogadałam trochę z mamą o tym, co z tatą (o tym za wiele pisać nie zamierzam. Ale są kłopoty).
Lubię takie niedziele.
Idę się przebrać, spakować i w drogę.

6.10.07

No dobrze

Jak jest dobrze, to nie ma co poprawiać, by było lepiej, bo będzie gorzej i takie działanie ma efektywność sikania pod huragan lub deptania ogniska bez azbestowych skarpetek (Stachurę cytuję, ale co?! Jak to do człowieka przyplątują się frazy z dawna przeczytane, zapomniane niemal!).
Przykład z własnego grzbietu: ponieważ, jak to kąśliwie określam, mój dostawca - czyli provider internetu - ostatnio dostarcza mi raczej emocji niż bitów, od blisko miesiąca używam jako modemu telefonu. Prędkość wystarczająca do czytania forów i publikacji postów na forach. Dużych plików nie ściągam, na jutuba zaglądam sporadycznie.

Można też obejrzeć wynik tutaj
Telefonem jest Sony Ericsson w850i i aby działał jako modem, rzecz jasna na pececie musi być wgrany pakiet SE PC Suite. Inaczej nie ma sterowników i telefon może być co najwyżej wysoce zaawansowanym w funkcje pendrakiem.
Jak też wspomniałam, wygrałam ostatnio na aukcji p800i tegoż samego producenta, ale że telefon dużo starszy i z mocno czymkolwiek innym w bebechach i rozumie, zainstalowałam też wersję PC Suite'a dedykowaną dla niego. Ale że instalacja nie spowodowała, że nagle zobaczył się z komputerem, padł mu w ramiona i zassał od niego pliki *.sis, to kliknęłam przy owym pecefiucie guziczek "odinstaluj"...
Gdy zorientowałam się, że tak naprawdę pod p800i był dograny dodatkowy kompotent, odistalowywalny osobno, było już za późno. Co gorsza, ta wredota, komp, niby odistalowywał, ale podczas ostatniego okna gromadzenia informacji (cholerna wiewióreczka! na zimę je chowa, czy co?!) jakoś popadał w refleksję i nie przechodził dalej. Widocznie dumał, czy warto, i dochodził do wniosku, że nie. W sumie miał trochę racji. Jednym zdaniem po wczorajszej walce nie bez histerii ducha z materią dysponowałam następującym stanem rzeczy:
- dostawcę, którego biuro zlewy klienta nie działa w soboty
- prześliczny pliczek z polskim menu do P800i, którego nie miałam jak przesłać do staruszka (staruszek trochę opornie podchodzi do zasysania informacji przez bluetooth, bo oczywiście opcja z przesłaniem pliku na w850i i potem na staruszka p800i była testowana i to nawet niekiedy ze skutkiem pozytywnym)
- pakiet SE PC Suite, który przy próbie uruchomienia informował, że nie może załadować konfiguracji (gdybym była tą konfiguracją, wyskoczyłabym na niego z krzaków rycząc "sam jesteś świński ryj!"), a przy próbie odinstalowania dla odmiany żalił się, że chętnie by, panie tego, odinstalował to i owo, ale nie bardzo ma co.
Gdybym powiedziała, że przespałam się z tym problemem, skłamałabym. Na przyjemność wszak trzeba sobie zasłużyć. Spałam z... A co was to właściwie obchodzi, hę? :>
No więc dzisiaj już miałam dosyć tej figlarnej przekory. Netu ni ma, a tu dzień wolny, pomłóciłby człowiek w roguevampires, powygłupiał się na naszej klasie, zrobił kontrolny przelot po forach i blogach. Więc, a ty ty filutku ty, sformatowałam drania bez litości.
Oczywiście tylko partycję systemową, pliki i instalki trzymam na osobnej.
Zatem osiągnęłam bardzo stabilny stan (bez żadnego punktu oparcia): dostawcy nogi z dupska powyrywam w przyszłym tygodniu, kiedy to chadzam na 12:00, się raz poświęcę i pojadę do siedziby.
W850i śmiga jako modem.
P800i tkwi w nieczynnej stacji dokującej.
Kupię kartę pamięci do P800i i będę nią żonglować między telefonami (jednogigówki, którą mam w W850i nie obsłuży).

4.10.07

Mam już

P800i. Od wczoraj.



Sporo nagrzebałam się w necie, by znaleźć do niego jakiś menedżer zadań. Dziś jeszcze przeeksploruję matraxa, bo to przecież ten sam symbian, co w motkach A925.
Najbardziej bawi mnie dotykowy wyświetlacz.
I świadomość, że przy odrobinie wysiłku bardzo sobie ten telefon spersonalizuję.
A tak się rysuje na tym telefonie ;)

2.10.07

A ja lubię

Mieć umyty Szproci łeb, czyste kocie kuwety, w miarę zaopatrzoną lodówkę, a w ustach smak kinder bueno, dobrej kawy i fajeczki.
Oraz czekać na Huann.