31.8.08

Pajęczyca

Pajęczyca nie ma imienia. I raczej mieć nie będzie, bo jedyne imię, jakie pasuje do pająka, to Tekla, a to zbyt banalne skojarzenie.
Pajęczyca jest bardzo przepięknym okazem krzyżaka ogrodowego. Uwiła sobie sieć kilka tygodni temu za moim kuchennym oknem, ale nie gdzieś skromnie w kącie, tylko centralnie. I dość niewysoko, więc wyglądając przez okno mam ją idealnie na wysokości wzroku.
Do dziś nie wiedziałam nawet, jakiej jest płci. Siedziała sobie w pajęczynie i rosła z dnia na dzień. Dziś jednak przykuł mój wzrok inny pająk w owej pajęczynie, drobniejszy jakby i bardziej beżowy (pajęczyca jest omal szara), który noga za nogą przemieszczał się w kierunku naszej bohaterki.
Najpierw pomyślałam, że to konkurencja próbuje zawładnąć rekordową pajęczyną. Potem wymyśliłam, że chyba jednak nie, chyba bym coś wiedziała o ewentualnych walkach pająków o ich sieci, gdyby miały to w zwyczaju. Moja wiedza o pająkach jest jednak dość stereotypowa. Wiem, że tkają pajęczynę, że porażają jadem (o! może ją nazwę Neurotoksyna?), że swe ofiary wysysają, że samica zeżera samca po kopulacji, co zresztą bardzo ciekawie wykorzystał Hanns Heinz Ewers w opowiadaniu "Pająk"(niestety jakaś świnia łajdacka wzięła, pożyczyła i nie oddała, a było w zbiorku opowiadań popieprzonych niemieckich mistrzów grozy "Czarny pająk"). Chyba tyle. No i że sieć gdzieniegdzie jest lepka, a gdzieniegdzie nie i tylko jej autor wie, którędy leźć, by się nie przykleić.
Ten chyba też wiedział, w każdym razie się nie przykleił, przemieścił się do pajęczycy. Ta tkwiła nieruchomo, tylko groźnie szczerzyła szczękoczułki.
Przez dobrą godzinę patrzyłam, jak ten mniejszy próbował tę większą, no, posiąść. Co pewien czas się zbliżał, obmacywał ją nóżkami i dawał dyla. No lepsze niż Animal Planet, bo na żywca! W końcu przypadł do niej, wiszącej odwłokiem w dół, a nogami do góry, przyatakował i chyba poniósł klęskę, albo bardzo pająkom współczuję, że załatwiają to w ułamku sekundy. W każdym razie dziabnęła go tak, że ładnych parę minut wirował, nieruchomy, na wypuszczonej przez siebie nitce. Po czym zniesmaczył się i poszedł sobie.
A pajęczyca wszamała wszystkie wcześniej złapane muchy i znów znieruchomiała za oknem.

PS potem popędziłam do Wiki i już wiem, że samice są dużo większe (do 2,5cm) niż samce (6-8mm) i bywają w różnych kolorach, podczas gdy panowie pozostają przy zawsze modnych beżach i brązach.

update
Pajęczyca się wyniosła i więcej okropnych wpisów o niej nie będzie :P

29.8.08

Cholerny dzień

Wstaję o piątej: ciemno. Idzie jesień i nie ma na to rady. Szczęśliwie nie jest jakoś bardzo zimno, określiłabym ostatnie dni raczej jako przyjemnie chłodne. Ale zanosiło się na siąpienie, było sennie, mroczno i raczej do owinięcia się w kołdrę z dobrą herbatą i książką niż wstanie, prysznicowanie, śniadanie, włosów prostowanie i autobusem jechanie.
W robocie, jak zwykle ostatnio przez pierwszą godzinkę luz i brak spraw w kolejce, a potem zarządzający dokumentacją biorą się do pracy, indeksują pisma, które pojawiają się w kolejce do pobrania i nagle robi się ich okropnie dużo. Niby nikt mi łba nie urwie, gdy wobec natłoku pism nie wyrobię normy, ale dostałam dodatkowego spina jako że ostatnie dni decydują wszak o tym, czy będę miała ten net, czy jednak cały misterny plan w pizdu! A tymczasem dziś co sprawa, to knucie krnąbrnego sołtysa, dzwonienie po działach wszelakich i godzinne dumanie nad pismem. A to klientu odmówili podpisania umowy i trzeba było zorientować się dlaczego, czy słusznie i czy mamy na to paragraf (mamy). A to drugi klient chciał wiedzieć, jak się ma tajemnica telekomunikacyjna do postanowień sądu (się mało ma). A trzeci, jak się dowiedział, że za awarię serwisu samoobsługowego nie umożliwimy mu bezroszczeniowego rozwiązania umowy, lecz wręcz przeciwnie, z karą umowną, skoro się przy rezygnacji upiera, to uznał, że mu grozimy tą karą i dał upust emocjom, do których trzeba się było odnieść.

Przeorali mnie dziś. Ponadto pomimo popołudniowego letargu się mało zreanimowałam i tak się jakby kiwam nad klawiaturą. A tu jeszcze jutro do roboty, laboga.

update wieczorny
Podczas telefonicznych wygłupów z Miau m.in. zaczęłyśmy zastanawiać się, co to właściwie jest ten toczeń, przetaczający się przez omal każdą diagnozę Dra House'a. Zaczęłam jej czytać objawy z Wikipedii i ostatecznie osiągnęłyśmy taką oto diagnozę (proponuję kliknąć, by powiększyć):


(gadżet pobrany z http://www.axn.pl/drhouse/Games/)

27.8.08

Pochwalę się

Dostałam e-kartkę od Pani Musierowicz!
Już od pewnego czasu wymieniamy e-maile. Takie raczej powierzchowne, ale ciepłe i serdeczne - ja Jej zacytowałam przywieziony kiedyś do mnie przez Maginiaczka wiersz Herberta o kocie:

"Jest cały czarny, lecz ogon ma elektryczny.
Gdy śpi na słońcu, jest najczarniejszą rzeczą, jaką sobie można
wyobrazić. Nawet we śnie łapie przerażone myszki. Poznać
to po pazurkach, które wyrastają mu z łapek. Jest strasznie
miły i niedobry. Zrywa z drzew ptaszki, zanim dojrzeją. "

Ona podziękowała za przypomnienie i narzekała na upały. Ot, takie uprzejme ukłony. A wczoraj wieczorem - tak! musiała pamiętać o tej mojej sympatii do kotów, to bardzo miłe! - przysłała mi kartkę, którą zamieszczam poniżej (wystarczy kliknąć, by powiększyć):


A stąd, z zakładki "Kontakt" można wysłać do Niej e-maila.

Jeżycjadowe ciepełko nie sprawia jednak, że nabrałam słodyczy, ogłady i łagodności. W dalszym ciągu chodząc na rano mam minę i głos stworzenia, co woły dusi, a jak się dołoży jeszcze do tego migrację na nową platformę płatniczą, generującą opóźnienia w aktywacji usług, wystawiania faktur i ogólny opad rąk, to już w ogóle jest lekko półśmiesznie.
Z klientami jest tak, że nawet jak mnie taki zdrażni, to pomarudzę, że jełop, wespnę się na wyżyny empatii i w ośmiu przypadkach na dziesięć po godzinie nie pamiętam, o co szło. Tak ogólnie zresztą jest z ludźmi, że gniewają mnie na chwilę, uświadamiam sobie, że ich intencją jest nie, żeby mnie było źle, ale im dobrze i szybko zapominam. Nie cierpię natomiast bezsilności: chciałoby się, a nie da się, bo opóźnienia, bo brak uprawnień, bo specjalista z IT tydzień myśli, jak mi odwalić zgłoszenie.
Nic to. Jak mawia mój kiero, trzeba nam przetrwać, przeczekać trzeba nam.

21:30
Dwa drobne apdejty:
Rzecz jasna wysłałam M.M. mejla z podziękowaniem za e-kartkę i się rozpisałyśmy do siebie o rychłych urodzinach mojej mamy, wierszu Ewy Lipskiej "Dotąd doszliśmy" z Turnauowskiego "Pod Światło" (Zamczysko się powinno wzruszyć, bo pamiętam, że lubił bardzo, a przecież już sierpień...) i... o słowie "rozdyźdać", które wymknęło mi się w ferworze opisu szaleństw Kotangensa z jedzeniem. Kurczę, fajnie, no! Wiem, że się emocjonuję jak grouppie, ale czy to co złego, że cieszy mnie wymiana listów z autorką, na książkach której, było nie było, dorastałam? (oczywiście nie tylko na jej książkach. Ale też. I były, i są ważne, i wiele mi się z nimi wiąże)

Drugi apdejt: dzwonię dziś do Johna Snapszota celem pozyskania przysługi kierowniczej, gdyż Miniek nie miał uprawnień.
John (z oburzeniem): -Ale jest trzy po dziewiątej! Wyślij mi z tym mejla!
(zaczyna pracę o dziewiątej)
Ja: -No, i będziesz się ogarniał pół godziny, zanim mi to zrobisz. Bądź człowiek i zrób to teraz!
John (stanowczo): -Nie, bo ja muszę mieć wszystko pootwierane w odpowiedniej kolejności, jak zrobię to w pośpiechu, to tak nie będzie i mi się feng shui zjebie.

A na RMF Classic właśnie leci motyw z "Ojca Chrzestnego" :)

24.8.08

Po sabacie

Mam absolutystycznie, maksymalnie przepiękne niebieskie paznokcie i świecę się nimi jak dzika świnia :D

Jeśli tylko Miau się zgodzi, będę ją częściej wykorzystywać do manikjurowych szaleństw. Bardzo to wszystko było przyjemne i prześmieszne!

23.8.08

AdSense makes no sense

Zaobserwował Aard i mi przesłał, i ubawił do łez komentarzem "Masz za swoje, biuściasta :P"

20.8.08

Zgodnie z obietnicą

...pora wprawdzie, jak na mnie, średnio abderycka, ale korzystam z chwili, gdy minet działa, skądinąd mając nadzieję, że stan ów potrwa nieco dłużej niż w ostatnich dniach.
Zatem ogłasza się wszem wobec czarownic: sabat, nomen omen, w sobotę, u Kotbert. Celem urozmaicenia Kotbert zapewnia Karolinę i Olę (bratową swą). Jako że mam zasadę nie pisać źle o tych, którzy mają szansę dorwać się do tego bloga, dodam tylko, że Ola jest atrakcją i nie można jej przegapić!
Godzinę poda Kotbert w osobnym komunikacie.

W robocie zapierdalam jak mały samochodzik, gdyż zorientowawszy się, że idzie nacisk na ilość, a nie na jakość, uznałam za stosowne sprawdzić, do jakiego stopnia dam radę, nie padając jednakowoż na ryj. Jakość miałam w zeszłym półroczu bodaj najlepszą w teamie i wystarczy, w tym mogę mieć zaledwie dobrą. Jak tak dalej pójdzie, to za dwa tygodnie pozyskam w pracy dostęp do netu (rzadki luksus) i stanę się maskotką łódzkiej korespondencji. Ilościowo jest ode mnie lepszy Pablo, ale Pablo jest dyskutant i polemista, i od czasu do czasu musi komuś pierdolnąć (jest taki moment w życiu żółwia; a to zwodniczo szybkie zwierzątka!). Ja nie przypierdalam. Dokładam co najwyżej tekst typu "wnioskując z emocjonalnego tonu pisma, zależy Państwu na naprawieniu usterki, a zatem odpowiedzi na poniższe pytania nie będą stanowić problemu..." i wklejam listę pytań do customer complaint, zwaną w skrócie cecetą.

Idę zjeść i zagłębić się w "Cień wiatru".

18.8.08

Nie lubię, kiedy moi bliscy wyjeżdżają

Zawsze się boję, że już nie wrócą.
Tym razem wyjechała i Mama, i H. Tak więc pomimo ożywczej i wspierającej obecności czarownic mam poczucie pustki (tak, jest ono również związane z obejrzeniem czwartego sezonu House'a i oczekiwaniem na piąty, ale nie aż tak).
Nic to. Czytam "Cień wiatru" (znakomite!) i "Drugi wątek" (niezłe), walczę z umykającym dostępem do internetu (na dniach naprawią), dużo śpię oraz jem. Nawiasem mówiąc, osiągnęłam wagę umożliwiającą krwiodawstwo!

14.8.08

Jestem freja (nie mylić z fleją :P)

W niedzielę na allegro wypatrzyłam Freyę Phoebe w kolorze czarnym oraz w dobrym stanie.


Wisiała w cenie 60 zł bodajże, co jak na tę markę jest niedrogo, gdyż wyprzedażowa cena Freyi to najczęściej około 25-30 funtów. Uznałam, że warto zaryzykować, chociażby dla sprawdzenia, czy węższe fiszbiny niż w Panache zdadzą u mnie egzamin (inferno jest noszone do głębokich dekoltów, ale fiszbiny kończą mi się omal na plecach i nie jest to wyłącznie kwestia przydużych mich). Ustawiłam zatem snajpera na 75 zł, bardziej dla uspokojenia sumienia, że próbowałam wygrać aukcję, niż dla samej wygranej, gdyż mój rozmiar jest nie tak znów częsty i cena poniżej 80 zł jest warta gry. Po czym poszłam spotkać się z Kotbert do Manufaktury.
W Manu leciutko zaszalałam, w superfarmie nabywając niezbędne kosmetyki do pielęgnacji pryszczatego pyska, okazyjnie krem dla mamy oraz "Zimistrza" Pratchetta tudzież czyniąc krzywdę sylwetce pchając w nią gigantyczne lody i znakomite frappe. Po nader udanym spotkaniu udało mi się jeszcze zapożyczyć w Żabce na 2,20 na pieczywo ciemne ziarniste i odebrać mejla z gratulacjami z powodu wygranej aukcji.
Wczoraj, wysłany priorytetem, staniczek został zaawizowany i odebrany. Co ciekawe, w paczce odnalazłam także zadziwiająco dobre stringi :D No i czarownice świadkami, że utrafiłam w rozmiar, typ, kształt i całą resztę - leży jak na mnie szyty!

Wczoraj sabat. Pojawiła się Keltoi, zadawszy szyku waniliowymi wianuszkami i opowieściami z sal operacyjnych, nie było za to tyrającej do późna Mag.gie. Miau popadła znów w szał dobroczynności i uszczęśliwiła nas koszulkami radia Eska, jak również smyczkami sławiącymi tę radiostację Wypaliłam także krocie płyt z wielce pożądanym czwartym sezonem pewnego niezbyt domowego lekarza - tu ukłon w stronę Hejtreda, który zasilił moje aktywa dziesięcioma płytami dvd.
Aktualnie pławię się w poczuciu rozpoczęcia długiego, czterodniowego weekendu. Ostatnich osiem odcinków czwartego sezonu chomikuję na deser. I mogę się wreszcie wyspać. I mam jeszcze jakąś książkę z cieniem w tytule i 1408 do obejrzenia. Jest omal pięknie :D

10.8.08

Szprotkanie

Przebiegło w dużej mierze pod kątem dyskusji wszczętej przez Rosomaka odnośnie schematów humoru, jaki objawia się na Utopii. Jej przynajmniej częściową konkluzją było, że najbardziej bawią nas rzeczy z zawartym podobieństwem fonetycznym, a dysonansem semantycznym. Zważywszy, że zazwyczaj ludzi bawią albo rzeczy kompletnie nieprawdopodobne (zaś dysonans, jako przykład pierwszy z brzegu przychodzi mi na myśl scena z Żywota Briana, gdy główny bohater w pewnym momencie ni stąd ni zowąd ląduje w statku kosmitów), albo uderzeniowa dawka prawdy (tu z kolei kłania się Pratchett z cytowanym przeze mnie tekstem o nienawiści natury wobec statków o nazwie Marie Celeste), it makes sense. Absurd, który bardzo ściśle przylega do rzeczywistości; a raczej tego, co za rzeczywistość przyzwyczailiśmy się mniemać.
Byliśmy hermetyczni w tej dyskusji. W pewnym momencie szprotkania utworzyły się zajęcia w podgrupach, o tyle zaskakujące, że total score nie był zbyt powalający. I tak oto Keltoi wdała się w dyskusję literacko-muzyczną z Hejtem, Rosomak, Aard i Huann rozbierali humor Utopii na czynniki pierwsze; Brite, który uratowawszy świat dołączył do szprotkania z pewnym opóźnieniem, gnał myślą równolegle do ich dyskusji z nadzieją wskoczenia w jej tok na jakimś ostrzejszym zakręcie. Breble z lekkim roztargnieniem niszczyła zębami emalię na paznokciach i czyniła sesję jpg kościotrupowi Henrykowi (-Jakież to dobre imię dla bawołu w oddali! - zauważyła słusznie Kotbert i na karb paskudnej migreny składam fakt, że nie pochwyciłam żartu od razu).
Ja i Joubert wdałyśmy się w symultaniczną dyskusję dotyczącą natury ludzkiej, pobudek rządzących ludźmi, obecności istoty wyższej i życia pozagrobowego. Dyskusja była o tyle mało zaciekła, że zasadniczo byłyśmy zgodne, na jej potrzeby jedynie naprzemiennie przyjmowałyśmy inne stanowisko. W dużym skrócie doszłyśmy do wniosku, że przyczyną naszych zachowań jest przede wszystkm egoizm, zdarzenia nas dotykające mają sens jedynie o tyle, o ile sami dokonamy wyboru wyciągnięcia nauki z ich skutków, a wiara w bytność istoty wyższej i jej siły sprawczej pozwala przerzucić odpowiedzialność za swoje życie na nią. Dodam od siebie, że ostatnio rośnie we mnie przekonanie, że ludzie en masse nie są źli, w sensie celowego skrzywdzenia drugiej istoty, tylko skupieni przede wszystkim na sobie, a o innych nie myślą. Oczywiście od tej wstrząsającej reguły są wyjątki, ale w codziennym życiu bardzo mi się to potwierdza.
Ostał mi się jeden, ostatniutki odcineczek dra House'a z trzeciej serii. Obmacam fora moorhuntowskie, czy aby nie ma czwartej serii, albowiem jedyny jej potwierdzony właściciel w naszym gronie, mąż Miau, upiera się złośliwie, że zakopał ją pod Pentagonem.
Dziś mam plan zajrzenia do Manu celem nabycia różności wszelakich oraz, byś może, jakiejś niezobowiązującej kiecki na ślub WeroZamków. Oczywiście mam w czym pójść, ale nowa kiecka mi się przyda (ostatnio ocknęła się we mnie kobieta zmuszająca mnie do wizyt u fryzjera, troski o paznokcie, stanikomanii i instynktu myśliwego w zakresie kolczyków), a ślub jest niezłym pretekstem.

7.8.08

A-ha! Oczywiście, że to jest Teardrop!

Czołówka dr House'a brzmiała na tyle znajomo, że właściwie byłam pewna utworu. MaTuba potwierdziła przypuszczenia.
Dla czarownic, z którymi łączy mnie ostatnio endless contest w oglądaniu serialu i gorączkowe wzdychanie do Hugha Laurie (ach, ci zimni, bezuczuciowi, nieprzystępni faceci!) wklejam z fragmentami z serialu, nie oryginalny clip Massive Attack, bo jeszcze znów wywołam zarzuty o ukrytych zapędach do dziecioróbstwa :P

6.8.08

Tak wyglądają sabaty


Padam na ryj z niewyspania, chociaż po sabacie obejrzałam tylko jeden odcinek :-P .

update nazajutrzejszy
Dla tych, co nie wizytują RU i nie czytają komentarzy -
szprotkanie jutro, w Zapiecku na ul. Piotrkowskiej 43, od 19:00.
Póki co mamy na nim Rosomaka, Barracudę, KotRedów i MrówkojAarda, czyli istny zwierzyniec. Nie wiem jak BrebleBrajty. Gray pakuje się przed wyjazdem na Mazury, być może zdąży. Mag i Miau wyjechane. Co do Huann, się okaże ze względu na wstręty niejakie. Powiadamiałam jeszcze Cassaniego i Keltoja, na razie brak odzewu, acz Keltoi na RU pytała, co przynieść. See you there!

PS przyszło panache inferno. Bardziej pink niż coral i ciasne jak piorun. Ale ma coś w sobie i nie chodzi mi tylko o zawartość miseczek :D

4.8.08

Wpis banalny czyli nie lubię poniedziałków

Ale jedno jest dobre: następny dopiero za tydzień!

Mejl od NaturalFigures:
We are pleased to tell you that your order has now been despatched, and should be with you shortly.


Your new order status: Despatched.

Here it comes again...

Łapię się na tym, że liczę, ile odcinków House'a mogę obejrzeć, by odsiąść od kompa koło północy. Jakieś 7. Znaczy się, zacznę dziś trzeci sezon :D

Szprotkanie knuję w piątek. Takie klasyczne, w Biblio czy tam gdzieś.

1.8.08

Pięć odcinków dra House'a

Poszłam spać o 3:00 wstawszy o ósmej. Wciąga, naprawdę wciąga.
W pracy przez chwilę trochę nieprzyjemności - jedna "zgrzewa" w monitoringu, jedna koleżanka miała na mnie focha. Ale błędy są po to, by się na nich uczyć, i to się tyczy zarówno zgrzewy, jak koleżanki.
Cudowny upał. Jeśli się nie spsuje, w niedzielę knuję jakąś wyciekę rowerową. Póki co z Keltojem i Kotbertem.
Tymczasem za Panache Inferno zwracają mi kasę. Dziś zamówiłam drugie, już w opcji za potwierdzeniem odbioru i nie będę już nigdy brała nierejestrowanych przesyłek, skoro mi dwie zaginęły.