30.9.07

I o to właśnie szło

W przejściu na telemenele, jak nas określają na HL.

 
Posted by Picasa


O intensywny weekend, w którym jest czas na gawędzenie do upadłego, sączenie czekolady, szuranie liśćmi, przekrzykiwanie muzyki w knajpie i last but not least także czas dla H.

Wygrałam na aukcji wewnątrzfirmowej SE P800i:




Ech, to gadżeciarstwo...

23.9.07

zmiany zmiany zmiany

Na razie fryzury zmiany :P



Tomek z pracy: -Nie mogę cię rozgryźć, taka jesteś zamknięta w sobie. Czasem wydaje się, że wszyscy cię wkurwiają, a czasem, tak jak teraz, jesteś totalnie pozytywna.

Hm.

12.9.07

Się słucha

Linkin Parku się słucha ostatniej płyty, przebluetoothowanej mi przez Breblebrox.




Dość radośnie hałaśliwe, a i melodyjne zadziwiająco przy tem. Odbiera się rozmowę od b00g13go, który w przyszły weekend będzie w Polsce z Imaginarygirl! I od pani z ubezpieczeń, którą pochwaliłam za ładną próbę finalizacji - ale sfinalizować się nie dałam (złapałam się na tym, że słuchałam jej pod kątem przydatności sformułowań, które używa w pracy!)
H. nad morzem, zaganiany, załatwia babci opiekę.
A w piątek moje urodziny, te prawdziwe, nie z metryki, co nie jest moja zresztą, i przyjdą KotRedy, Mag.giAardy, BrebleBrajty, Katastrofa Nadfioletu oraz Zamek







11.9.07

nostalgia...

Posted by Picasa

że niby



Jesień już? A ja nie wyrażałam zgody! To teraz wyrażam, ale się i brzydkimi słowy.
Zimno jest - początek września, a tu 13 stopni na zewnątrz. Wewnątrz rano 16. Można przywyknąć. Dziś podobno widziano słońce (!)
Mam w sobie straszliwego lenia. Wlokę się zatłoczonym autobusem do pracy na trasie znanej mi od 17 lat, pierwszą godzinę się opieprzam, idę na fajkę, potem trochę podzwonię, znów fajka i tak do 17:00.
Cały czas boli mnie głowa, mam stan podgorączkowy i jestem rozdrażniona.
H. pojechał nad morze.
Do rzyci z tym wszystkim...

Pykam sobie w roguevampires - h8red mnie wciągnął i powoluśku zdobywam level za levelem. Niespieszna póki co gierka.

4.9.07

Ahyhy

To by było na tyle (co i na przodzie) względem regularnego pisania.
Aktualnie ciut na to czasu, ze względu na stan okołochorobowy (czyt. gardło ciut boli, nos ciut zapchany, termometr wskazuje ciut powyże 37) i radujące oko L4. Przyda się odpoczynek od gawędzenia o tym, który telefon dobry i za złotówkę - miałam już tego serdecznie dość!
W domu pandemonium pod postacią malowania - tatko był na tyle dobry, że uznał, iż czuje się na siłach rzucić żółcień na ściany dużego pokoju, przedpokoju i kuchni (w porywach do łazienki). Malowanie składa się z: leżenia na tapczanie przeze mnie oblepioną przez przeszczęśliwe koty (jesteś chora, córcia, więc sobie leż), wskazywania tacie, gdzie leżą fajki, kombinerki, śrubokręt i inne niezbędniki, wyrywania gwoździków i haków, gipsowania dziur po gwoździkach i hakach (fascynująca jest zwłaszcza ta w kuchni) tudzież klęcia na sufit, że wysoki i kostropaty, a na drabinę, że ciężka i kostropata.
Jutro część właściwa czyli miotanie żółcieniem po ścianach.
Ratunku.

Ponadto popadłam w manię czytania Agathy Christie - rozpaczliwie szukałam czegoś lekkiego, zabawnego, ale wciągającego, a bagna do pochodzenia pod ręką niestety nie mam. Peanów wyśpiewywać nie będę. Lubię, ogromnie lubię, zwłaszcza za pannę Marple.