20.6.08

Wiew luksusu

Jedna paczka papierosów w pokoju, a druga w kuchni. Mógłby jeszcze chodzić za mną lokaj i podawać fajki na srebrnej tacy.
Powoli godzę się z faktem, że zamówiona na początku miesiąca, tuż przed strajkiem, tfu, listonoszy bielizna, a właściwie kawozmlekizna jednak zaginęła w akcji - dziś mija piętnasty dzień roboczy od zamówienia, a Breble swoją, zamówioną w podobnym czasie, acz w innym szopie, odebrała w poniedziałek. Pocieszam się, że żadna baba na poczcie się w ten stanik nie dopnie, bo miał 60cm obwodu. Oczywiście pod, a nie w.
Nic to. Drogą sprzedaży ratalnej nabyłam pralkę i właśnie jest in statu podłączaniu. Ogłaszam konkurs na imię dla pralki!

25 komentarzy:

kotbert pisze...

Droga skojarzeń doprowadziła mnie do wniosku, że jej imię to Joachima.

Szprota pisze...

ładne, ale tak z ciekawości - przedstaw drogę skojarzeń.

lavinka pisze...

Nie wiem czy Cię to pocieszy ale w podobnych okolicznościach acz w prywatnej firmie wysyłkowej zaginęły nasiona Karmnika Ościstego. Nikomu się na nic nie przydadzą bo to jak rzeżucha rośnie co najwyżej. Ale zaginęły raczej jakby na pewno bo już dwa tygodnie czekam.

Miau pisze...

Gołym okiem widać, iż jest to Georgina.
Otóż akurat na Pudelku czytałam coś o Piotrze Rubiku i przypomniało mi się, iż jednak z jego klaszczących nosiła imię Georgina. Tarasiuk mianowicie.
Więc tak mi przyszło do głowy.

kotbert pisze...

Droga moich skojarzeń wiodła od Głodzi poprzez Brudzię i Joachima Brudzińskiego.

Szprota pisze...

Joachima Georginia. Hmmmm.
PS bardzo ładnie pierze ręcznie.

Miau pisze...

Otóż Georgina, nie Georginia, - na, - na, - na.
Automat pierze ręcznie? a to ci dopiero zdolniacha manualny!

Szprota pisze...

Ha! Dobrze, Georgina. Dziś wymyśliłyśmy z Kotbertem jeszcze Brudzię jako zdrobnienie od Brunhildy.

Szprota pisze...

Swoją drogą pamiętam tę szansę na sukces z Georginą: skubana ma głos jak dzwon.

Miau pisze...

A ja już wiem, że następna rzecz, jaką będę miała, nazywać się będzie święta Małgorzata z Antiochii Pizydyjskiej.

kotbert pisze...

Właśnie mi się przypomniało, że nasza pralka również bezimienną jest (nie mówiąc już o lodówce). Jakieś propozycje?

Szprota pisze...

Brunhilda. Albo Krymhilda wręcz.

Anonimowy pisze...

Szprotko! A co z imionami dla: pilota, telewizora, myszki, klawiatury, sedesu, łóżka, fotela, lampki nocnej, portfela, kranu, zlewu, monitora, czajnika, szczoteczki do zębów, szczotki i pasty do butów, talerzy, szklanek, kubków, garnków, ach?

kotbert pisze...

Krymhilda? Brzmi intrygująco.

Szprota pisze...

Ach, imię pojawia się wtedy, gdy przedmiot zyskuje znaczenie poprzez miłe wspomnienie, niestandardowy sposób wejścia w jego posiadanie; gdy po prostu poprzez moje własne emocje zyskuje swoją osobowość :) Dlatego najważniejszy kubek ma imię - pracował ze mną w dwóch sekcjach! Nazywa się Polikarp.
Wietrzę Rosomaka.

Szprota pisze...

Kotbercie: lodówka Zygfryd i pralka Krymhilda. I nie chcę słyszeć innych propozycji!

Anonimowy pisze...

Skoro kubek był w dwóch sekcjach, powinien nazywać się raczej Duokarp. Polikarp to chyba zbytnia nobilitacja.

Nadawanie przedmiotom imion to szaleństwo, a przynajmniej wyraz głębokiego kryzysu współczesności, skoro tak brak nam innych ludzi, tak bardzo jesteśmy wobec siebie wyalienowani, że musimy posiłkować się przedmiotami i czynić je sobie bliskimi poprzez nadawanie im imion, czyli ich indywidualizację. A przecież ta pralka to tylko kopia numer 10872346, a nie żadne indywiduum, żadna jednostka.
Przedmioty oddaliły jednego człowieka od drugiego - więcej czasu poświęcamy przedmiotom niż ludziom, dlatego też, gdy czujemy się samotni, kierujemy uwagę ku przedmiotom, które wydają się nam bliższe, bo znamy je lepiej (=spędzamy z nimi więcej czasu), niż ku ludziom, których znamy coraz mniej i coraz bardziej powierzchowne stają się nasze relacje z nimi; a także dlatego, że ludzie, do których potencjalnie moglibyśmy się zwrócić, nie mogą poświęcić nam czasu, bo akurat - zresztą tak jak my - zajmują się przedmiotami.

To tyle z moich trzewi(ków).

Szprota pisze...

Dzieliłeś się już tą teorią. Nie podejmuję się polemiki, ale zwracam Ci uwagę na fakt, że imiona przedmiotom codziennego użytku nadawała już z poduszczenia L.M. Montgomery Ania z Zielonego Wzgórza. Zatem, jakkolwiek nie odmawiam zapierającej dech w dechach prawdy twej teorii, podkreślam, że nie jest to bynajmniej znak naszych czasów. Choć, przyznaję, ma wszelkie prawo przybrać na sile, bo przedmiotów jest po prostu więcej.

Anonimowy pisze...

Etam, psińco nie teoria! :p
Jeśli nadaję imiona przemiotom (a zdarzyło się kilkakroć, przykładem dzbanek do filtowania wody imieniem Britta), to wyłącznie dla Szeroko Rozumianych Jaj. Z rzeczoną dzbanką rozpuk trwał pół wieczoru (choć tło było szersze i oparte o megałopatologiczną instrukcję obsługi, w której permanentnie używano sformułowań typu: "odkręć kurek z wodą, napełnij dzbanek, zakręć kurek z wodą") :))

PS. No chyba że to ja jestem nietypowy (a jestem!), a teoria jest wporzo jeno w moi się nie stosuje :))

Szprota pisze...

Teoria jest wporzo i rulez, a ty jesteś jak zwykle wyjątkiem gryzącym w zadek regułę.

Anonimowy pisze...

Pochlebiam sobie, iż regułę ową ośmieszam :)

Szprota pisze...

Pochlebiasz regule!

Anonimowy pisze...

Na początku rzeczywiście uważałem, że to wszystko robione jest dla Jaj, ale dwa elementy układanki kazały mi uznać, że kwestia podszyta jest czymś jeszcze. Mianowicie, coraz więcej Waszych (zresztą nie tylko Waszych) przedmiotów uzyskuje imiona, tendencja ta wcale nie słabnie. Po drugie, przypomniało mi się Wasze zamiłowanie do gadżeciarstwa i prowadzone z wielką satysfakcją rozmowy o telefonach, ich funkcjach, wyświetlaczach i innych blutufafufach.

A reguły to są w zakonach.

Szprota pisze...

gadżeciarstwo jest nieco inną stroną medalu: o ile w imionach przedmiotów rzeczywiście można się doszukiwać namiastki bliskości (chociaż po głębszym namyśle zastanawia mnie, skąd przekonanie o prostej korelacji - koncentracja na przedmiotach warunkuje oddalenie od ludzi, tak jakby te stany musiały iść w parze), o tyle w gadżeciarstwie już po prostu zaspokajanie ambicji. Tym samym są bajkstaty i medialne relacje o GPO, albumy na picasie i stanikomania.
B. ciekawa dyskusja, żałuję, że tu, a nie na RU.

Anonimowy pisze...

Sesja skończona, wracam do wątku.
Skąd korelacja? No cóż, to aksjomat, który posłużył do zbudowania teorii. Aż takie zbliżenie do przedmiotów nie mogłoby zaistnieć, gdyby nie nastąpiło wcześniej oddalenie od ludzi.
Albo inny pomysł: korelacja wynikła z przekonania, że zdrowy/normalny/zdroworozsądkowy stosunek do przedmiotów oparty jest na wyraźnym rozróżnieniu tego, co ludzkie i tego, co "rzeczowe". W przypadku antropomorfizacja te dwa porządki zaczynają się mieszać. Przedmioty są traktowane (prawie) jak ludzie, a ludzie (prawie) jak przedmioty (zapping seksualny jest tego świetnym przykładem).
Przywołuję gadżeciarstwo, bo odnoszę wrażenie, że znacząca jest tu taka fascynacja zbędnymi w gruncie przedmiotami.

O, nie dziwota, że dyskusja tu, a nie na RU, gdyż RU ma określoną gębę. Konwencja jednak pęta nogi i ręce. O, to wydaje mi się temat rzeka: RU i jego obezwładniająca forma, która rzutuje nawet na kontakty w tzw. rzeczywistości. Jaki wpływ na moje zachowanie ma moja wykreowana tożsamość, gdy przychodzi kontakt z rzeczywistymi osobami, które znają jedynie tę moją wirtualną wersję? Jak ustosunkować się do nich? Czy te osoby (?) z RU rzeczywiście istnieją? Jak funkcjonują, gdy nie są swoimi nickami? Czy nicki naśladują prawdziwe osoby, czy prawdziwe osoby naśladują nicki?