16.1.08

Wagary numero duo

I w dupie mam, że może kiedyś ten dzień na urlopu będzie potrzebny. Jest mi potrzebny dziś, dla spania ze świadomością, że nie muszę się zrywać o jakiejś-tam-godzinie, wizyty u gina, wizyty w serwisie z p800i (bo poprzednia dała niewiele, działał tylko kilka dni, a potem się z powrotem spsuł, mimo że nic w nim nie grzebałam) i ewentualnego polowania na kozaczki, chociaż z rekrutacji jakoś nie dzwonią, cholera.
Wczoraj wizyta KotRedów i Miau z pizzunią, naręczem czekolad i ciastem tudzież pogaduchami i emanowania wsparciem. Kusił mnie też weekend we Wrocławiu, ale odpuściłam. Nie lubię sama jeździć. Prawdę powiedziawszy, ostatnio w ogóle nie lubię jeździć, chyba po tej letniej jeździe nad morze nocnym pociągiem połączonej z pilnowaniem roweru mi dojadło.
W odsłuchu nadal Tatu. A Palikot przeprosił, to i ja go przepraszam, a co.

4 komentarze:

Miau pisze...

I ja poczułam się podniesiona na duchu.
Ale kiedy wróciłam, to niestety wyparowało ze mnie:/

lavinka pisze...

W pełni Cię rozgrzeszam. Pamiętam jeszcze relację z wyprawy nad morze.
Z urlaubu też.

Szprota pisze...

:)

Szprota pisze...

Ojej