21.2.09

Wieczór u BrebleBrajtów

Dodam, że wieczór zaczął się sushi w Tokyo barze, w którym obiecującym początkiem była awantura jednej z klientek. No, rozumiem, że nasze rozmowy o tym, że pewnie za chwilę zwolni krzesełko i będziemy mieć gdzie usiąść były trochę nie na miejscu, ale też wrzaski, że co to za lokal, gdzie człowieka wyganiają, aż nawet herbaty wypić nie może, były nieco przesadzone. Ani chybi problem z asertywnością ;] Sushi smaczne, a Mag.gie mimo buńczucznych obietnic zrobienia wiochy jadła całkiem sprawnie pałeczkami.

Dodam, że na Pietrynie całkiem nieźle już grzmiała impreza HollyŁódź Love Story i widać było, że gromadzi niezłą publikę. Powstała nawet teoria, że to na naszą część, gdyż ilekroć idziemy na sushi, odbywa się jakiś festyn na Piotrkowskiej. Ponieważ poprzednio grała zaledwie jakaś Doda, zaobserwowałyśmy tendencję zwyżkową i zgodnie uznałyśmy, że następnym razem uświetni nas Tina Turner pospołu z Tatu i Robbie Williamsem, zaś support zagra im Lenny Kravitz.

Potem już było tylko milej, bo w Cafe Verte zawsze jest miło, obsługa przesympatyczna, a kawałek szarlotki, jaki Breble z Karoliną zamówiły na spółkę okazał się tak promocyjny, że musiałam im pomóc.

Później udałam się zaś do gościnnych BrebleBrajtów na reanimację Pierdolca. Nie powiodła się, co oznacza, że wyeliminowaliśmy problem software'owy. Zatem muszę przeryć mieszkanie, znaleźć kartę gwarancyjną i jednak oddać chłopaka do naprawy. Strasznie długo z tym zwlekałam, ale ci, co mnie znają, wiedzą, że póki nie mam bata nad dupskiem, wszystko odkładam na później.

na zdjęciu Breble ze swoim Pierdolcem oraz Krysią

O 20:00 na Polsacie odbywała się transmisja z koncertu na Piotrkowskiej, więc dotrzymałam BrebleBrajtom towarzystwa w łóżku i zażarcie chłonęłam widowisko.
Oczywiście można było pójść na Piotrkowską i po prostu tam być, ale już pisałam, co sądzę o tłumie i dlaczego. No i nie mogłabym wtedy brać udziału w soczystym komentowaniu szoł.

(o Krawczyku)
Miau: Muszę szybko napisać biografię Krawczyka, bo nie zdążę przed jego śmiercią, bo wyglądał, jak gdyby miał umrzeć soon.

(o Stachurskym)
Breble: 
Wychrypiał niepokornie i ukryli jego kolejną piosenkę za reklamami.
Ja: Nie wiem, co ofiarował swojej dziewczynie, ale chyba sama zabrała mu głos. Bardzo był biedny.
Breble: Może w przerwie zniosą go ze sceny?
Ja: No, Krawczyka już znieśli.

(o Denzelu)
Breble : Pani z chórków DJ Kopytko wygląda tak, jakby znalazła się w mieście, w którym łosie chadzają po ulicach.
I nawet się nie myli.
Ja: To Denzel jest. Ktoś mu kiedyś powiedział, że umie śpiewać i nikt dotychczas nie wyprowadził go z błędu. Tancerki Denzela macają się po zbyt małych miseczkach i wypatrują łosi.

(o Irze)
Ja: O, Gadzio śpiewa przez nos o świata szczycie. Powinien raczej o zatokach. Albo chociaż jednej, w miarę niebezpiecznej.

(o Łzach)
Ja : Teraz będzie Krew i Pot. A na pewno Łzy.

Ja (po reklamie Eski): Facetowi jadącemu z rodzącą kobietą przelatuje całe życie przed oczami. Mnie też. Za chwilę wszak Feel.

(o Feelu)
Miau : Pokonaj się wreszcie, kurwa.
Ja (o Iwonie Węgrowskiej śpiewającej z Feelem): Wyszła kobieta w poduszce i nie śpiewa po polsku.
Miau: Miś z Krupówek.
Breble: Węgorz. W poduszkowcu. Taka metafora.

(o Sokole i Pono)
Breble ( zmasakrowana sweterkiem w romby): O, Kononowicz będzie brałcie w aucie.
Ja: Ty, a co oni tacy starzy?
Breble: Rodzice im szlaban dali i sami w zastępstwie przyszli.

(o konferansjerach, czyli Liszowskiej, Ibiszu i Miśku Koterskim)
Breble: Ta, znowu scenka, pan rezyser się natrudził.
Wyjechali zza wzgórza i oczom ich ukazał się las.
Ja: Jebisz podniecił się recytacją Miśka.
Breble: Jebisz coś brał.
Miau: W latach 84- 88 brał mleko, sam się przyznał.

(o Alicji Węgorzewskiej, śpiewaczce operowej wykonującej I will always love you)
Breble : O, teraz węgorze bez poduszkowca.
Miau: Alicja ogłuchła.
A nie, playback wysiadł.
Breble: W końcu ryby głosu nie mają.
Ja: Alicja milczy. Jebisz wpada w panikę.
Miau: O, Jebisz zapanował nad tłumem.
Hitler, kurwa.
Ja: Alicja szepcze basem. Z nadwiślańskim, dodam, akcentem.
Breble: Kurwa, szkoda że mnie na żywo spod prysznica nie puścili. Kurwa, jej głos łamie się łatwiej, niż lód na Wiśle.

(o Video)
Ja: London Beat dał radę. Teraz zespół Audio. Nie, Video.
Breble: Bardziej video, jak się wyłączy fonię to nawet można znieść.
Ja: I, nie wiedzieć czemu, krzyczą na publiczność: RĘCE! Mam złe przeczucia.
Sztuczne futerko strajks bek. Z naciskiem na bek.

(o Arturze Chamskim)
Ja:  Cham na chórki i śpiewa również po nadwiślańsku. Angielski bowiem to to nie jest. Śpiew zresztą też nie. Ma zadyszkę.

Chyba założymy jakiś własny odpowiednik ZCzuba z takich imprez!

7 komentarzy:

czy wydra wygra? pisze...

Kotem też bym nie pogardziła.

Szprota pisze...

To kotka, zwana Jakąś Krystyną z Gazowni. W skrócie Krysia :)

Miau pisze...

My już jesteśmy łódzkim, wiedźmowym odpowiednikiem ZCzuba.
Tylko nazwę musimy wykoncypować.

Szprota pisze...

Coś kobiecego, wiedźmowatego i odnoszącego się do masowych koncertów? Niezłe wyzwanie ;>

Szprota pisze...

Może: ZWałka?

Madzioszek pisze...

teraz zaczęłam się zastanawiać czy w stosunku do Lennego czy do Robbiego będę się zachowywać niczym glonojad, hm :>

Anonimowy pisze...

Ja do Robbiego. Definitywnie