13.2.09

Gilopaź i padaczka weekendowa

Już padam na ryj po tygodniu klęcia i liczenia faktur na palcach oraz gnębienia kolegi Wołka. A tu jeszcze jutro - szczęśliwie już nie reklamacje, a pre-paidy,  które w swej naturze są nieskomplikowane i miłe.
Jutro ekwiwalentynki. Kobieta samotna z wyboru może w taki dzień:
- lansować teorię, że idiotyczne są te zachodnie mody, zwłaszcza, że św. Walenty patronował również epileptykom
- gorączkowo przeglądać książkę telefoniczną, kiwając głową w zadumie, że faceci po trzydziestce są jak kible: albo zajęci, albo posrani*
- rzucić się w wir pracy ignorując fakt, że to sobota.
Ja zaś pójdę do kina na Madagaskar 2 z moją przyjaciółką Joanną.
A potem padnę na ryj już dokumentnie i połowę niedzieli przeleżę z kołami do góry. Taki mam plan.

--
* stawiam tu gwiazdkę dla co najmniej kilku szlachetnych wyjątków, które mam przyjemność znać. Chodzi mi o takich facetów, którzy wrzucają swoje fotki na n-k na tle samochodów lub z gołymi tors(j)ami, za to na tle suszących się gaci. Wiecie, ten typ.

2 komentarze:

meteor2017 pisze...

Ja tradycyjnie walentynki obchodzę pocztówką... i zaraz sobie wyguglam walentynkę z Happy Tree Friends, bo mnie co roku rozwala ;-P

Szprota pisze...

Widziałam. Bardzo w chuj walentynkowa :D