Było się u Miau na sabacie. Wczoraj. Joubert znów mnie ubiegła i w przystępnych słowach opowiedziała, jak to dywagowałyśmy o wąsach konia panny Piłsudskiego pędzla wszystkich możliwych Kossaków. Poza tym Miau popadła w szał gościnności, spasła nas straszliwie bobkiem, czereśniami, arbuzem, pyszniutkimi kanapeczkami (bardzo dobra pieczeń!) oraz potworną ilością herbaty i kawy, tak że jeszcze dziś mój i tak ostatnio oponkowaty brzuch przypomina piłkę lekarską, ona bynajmniej nie leczy, ta piłka.
Z opisu Miau spodziewałam się ponurego grobowca i niemożliwie zagraconego pokoju wielkości mojej wnęki na pralkę. Tymczasem, owszem, niezbyt jasno i wesoło, ale w normie. Pokoik zapełniony pięcioma czarownicami i potworami Borysa jakoś nas w sobie mieścił, a słońce dawało z siebie wszystko przez okna, więc było przyjemnie i jasno. No ale wiemy nie od dziś, że przybytkowi mieszkaniec nadaje styl i charakter, nic więc dziwnego, że Miau sądzącej po teściach mieszkanie wydaje się paskudne i ponure, a mnie, sądząc po Miau, wydało się przytulne i sympatyczne.
Drugi tydzień na rano sprawia, że czuję się jak Reg Shoe, zombie od Pratchetta, oczywiście z tą różnicą, że nie odpadają mi żadne części ciała (chociaż kolano chyba ma na to ochotę. Noszę zdaje się zbyt ciężkie buty). Z niechęcią jednak przyznaję, że od rana czas szybciej biegnie: zanim się obejrzę, jest 11:00 i połowa pracy, czyli jakieś 15-20 pism za mną.
Wieża gra i bucy, akuratnie Linkin Parkiem z Jay Z. Ze wszystkich funkcji najbardziej lubię pilota. I już wiem, że nie słucha się muzyki z Matrixa pod poobiednią drzemkę, bo się śnią cybordże koszmary.
8 komentarzy:
Ale że jak popadła? Zawsze mój penthauz będzie Waszym penthauzem, ze wszystkimi dostępnymi dobrodziejstwami lodówki, z tym że rzadko się zdarza taki luz popołudniowy jak w tym tygodniu... Ale jakbyco, przez dwa tygodnie w miesiącu możemy się spotykać w penthauzie, który jest grobowcem jednak w moim odczuciu.
Zawsze jesteście mile widziane, tylko siedźcie dłużej!
to, jak rzekłam, będzie możliwe, gdy któraś z czarownic będzie zmotoryzowaną. Sam dojazd do Ciebie nie jest tragiczny, ale do przystanku jest naprawdę kawał drogi :)
W każdym razie ja chętnie powtórzę.
Wieża? Jakaś nówka? :)
przeca pisałam w piąt, że wygrałam :)
Pisałaś, ale na tyle enigmatycznie, że trudno było wziąć ten wpis na serio. Weź no się rozwiń, i to najlepiej we wszystkich tematach tamtego wpisu :)
A nie, nie. Czasem trzeba zachować tę aurę, ten nimb. Wyjaśnię na szprotkaniu. Rychłoż zejdziem się znów?
Nimb zejdziemb siemb znów, sporo wody upłynie w klozecie ;)
Poza tym myślałem, że teraz jest segregacja płciowa i nie ma szprotkań, tylko sabaty :p
PS. Ale ładnie grzmi :))
sabaty som, bo wam, facetom, jakoś trudniej się zebrać. A i tematyka jakby inne, że sięgnijmy pamięcią, od czego szprotkania się zaczęły - od projektu teatralnego, nieprawdaż?
Swoją drogą, gdzie te czasy, kiedy udawało nam się spotkać na "Żurku" w Cytrynie w pół godziny od twojego telefonu!
Prześlij komentarz