5.7.08

Taktak, to już prawie koniec


Baner znaleziony na plazy w Jaroslawcu. Ta praca mnie wszędzie dopadnie.
Dni wypełnione spacerami lub przejażdżkami. Dzis stuknęlo mnie i Maksowi 600km. Plan maksimum zakłada do końca roku 2008km. Minimum - 1000km do końca sierpnia. No, zobaczymy. Keltoi wraca i chce jeździć.
Dzisiejsza przejażdżka dała mi w kość i mięsień. Pewnie dlatego, ze z 15km bylo po plazy. Plaża jest ok pod warunkiem wiatru w plecy i ubitego piasku - trzy dni temu, do Jarosławca, zdecydowanie nam sprzyjał. A i tak jechało się na przełożeniach jak do średniego podjazdu. Dziś zaś przy przełożeniach do zajebistego podjazdu myślałam, że wypluję płuca - dopóki nie uspokoił się wcale nie jakiś straszliwie silny, przednio-boczny wiatr. A i tak sporą część drogi po prostu Maksyma prowadziłam. No ale dalam radę, dla odmiany - bez marudzenia i dzikich awantur, a H. swiadkiem, że gdy jestem fizycznie zmęczona i pełna rozpaczy z bezsiły, nie szczędzę tego typu atrakcji.
Jutro powrót, dzieki flocie zjednoczonych sił nieco mniej stresuję się przesiadką w Gdyni i zlądowaniem w Łodzi o 22.50. Jak powiedziałam Huanowi dziś - jak się nie ma sily ani formy, to trzeba mieć przyjaciół. A ja mam :)

update podróżny
Generalnie - Bydgoszcz. W pociągu spory tłok. Maks stoi przypiety do ostatniego wagonu, który właśnie staje się pierwszym (zadziwia mnie praktyka pkp sprzedaży biletów na przewóz rowerów i niezapewnienia wagonu dla tychże). Sprawy potoczyły się nieco inaczej niż był plan: w Gdyni mial mnie wesprzeć Wicka, brat Breble, a w Łodzi - Breble herself. Tymczasem z racji zmienionego rozkładu pociągów, który sprawił, ze pociąg do Łodzi przyjechał -i odjechał - pół godziny wcześniej niż początkowo zakładałam, zamiast blisko poltorej godziny na przyjazd Asnyka (tak się nazywa ów lodzki pociąg) czekałam 20 minut i minęłam się z Witkiem. Rower wtaszczyli mi jacyś przedstawiciele szaranczy kolonijnej. Zaś co do odebrania mnie z dworca, tato po serii bolesnych zas... wróć, po serii testów, uznał, ze upcha do samochodu i mnie, i rower mój i majetnosc całą. Tymczasem jeszcze ponad 3h podróży.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Już powrót?! Jak ten czas leci...

Szprota pisze...

Też mi szybko zleciało :)