2.7.08

Moja kwatera


... Ma zalety, jak: niewysoka cena, telewizor, ładna, czysta i duza łazienka, bliskość centrum Ustki i stosunkowo niewielka odległość od morza. Ma jednak również i wady. Okienka są maleńkie, więc caly dzień jest ciemno (inna sprawa, że dzięki temu śpi się znakomicie). Wychodzą na ulicę, co oznacza, że póki nie są zamknięte, nie slyszy się perypetii bohaterów serialu "egzamin z życia", że o własnych myślach nie wspomnę. Pokój mam tuż przy prowizorycznej kuchence (kuchnia gazowa, lodówka, szafka z naczyniami, czajnik), co z jednej strony jest udogodnieniem - jeden krok i woda na kawę się grzeje, z drugiej - słyszę każde szczękniecie sztućca wyprodukowane przez moich współlokatorów. Dzielę bowiem piętro z dwoma pakietami letników. Jeden z nich to jakieś małżeństwo w wieku moich rodziców, o ich obecności świadczy tylko ciche skrzypienie drzwi i czasem zajęta łazienka. Drugi, to dwoje na oko dwudziestolatków z chłopczykiem bodaj sześcioletnim. Tych, niestety i słychać, i widać, i czuć. Słychać w kuchni, bo pichcą sobie obiadki, z tego samego powodu czuć, bo mają dziwne upodobanie do gotowanej kiełbasy, która swoje czarowne aromaty zasyła wprost pod moje drzwi. Słychać również chłopczyka, Straszliwego Krzysia. Rozsądek podpowiada, że trudno dzieciaka winić, że tupie po korytarzu, pokrzykując dziarsko, skoro pogoda więcej przepiękna, maly budzi się dość wcześnie, a ci, zamiast go puścić do ogródka, celebrują śniadanie. Emocje zaś podpowiadają natychmiastowe spuszczenie bomby;-)
Generalnie jednak jest wielce ok. Wiatr się nieco uspokoił, więc za pół godziny ruszamy rowerami do Jarosławca. Telewizor wczoraj mnie uraczył dr Hausem oraz dokumentem o Ryśku Ridlu. A dzięki małym okienkom mimo upału w pokoju jest przyjemnie chlodno.

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Krzysie, straszliwe krzysie! Ale mam sposób na smarkacza - wymień (wymień!) z nim Masoński Uścisk Dłoni :p

Unknown pisze...

Raczej ciesz sie, ze to nie Koszmarny Karolek, dopiero bys miala ;)

lavinka pisze...

Ten odcinek drhouse'a był nawet ciekawy :)

Szprota pisze...

Tymczasem domniemani rodzice Krzysia zyskali moją sympatię oryginalnym pomyslem smażenia frytek (uważacie, na urlopie) o 10.00 rano.

Anonimowy pisze...

"domniemani rodzice Krzysia "

Przy czym domniemany ojciec jest odrobinę bardziej domniemany niż domniemana matka ;)

meteor2017 pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
meteor2017 pisze...

O, Kwatera Szproty lepsiejsza niż Kwatera Hitlera (ino mniej betonu zbrojonego po zęby).

A są rzeczy ważne i ważniejsze - żeby tych ważniejszych nie przegapić - linka hamulcowa:
http://tomi.blox.pl/2008/07/Mount-Cegielest-II.html

Szprota pisze...

Krzysiu do niej mowi mamo, a do niego po imieniu, więc faktycznie jest domniemany. Poza tym bili sie dzisiaj :-S

meteor2017 pisze...

Ja do taty też mówiłem Tadziu... Bo mama tak do taty mówiła i rodzina, a słowa "tata" i "Tadziu" były na tyle podobne, że były dla mnie synonimami.

A "mama" i "Gosia" już nie były podobne... no i nie było jednego przekazu, często na mamę mówiono też: Lusia, Klara, a czasem, choć bardzo rzadko Ala (mimo że tak ma imię).

Szprota pisze...

W przypadku Krzysia chyba mu latwiej tato niż Rafał. Ale masz rację, miałam moment, że też mowilam do ojca po imieniu, zwlaszcza na wycieczkach rowerowych: Stachu, Stachu, nie jedźmy po piachu.