16.7.08

Hiroł of de dej czyli do rynku Bałuckiego i z powrotem

Otóż się spotkaliśmy w ramach akcji GPO z towarzystwem ludzi z TVN gnanych potrzebą poczynienia nam lansu w programie "Uwaga!" wczoraj, by nawiedzić city financial celem wręczenia ulotek tegoż banku zerwanych z miejsc, gdzie ulotkować nie wolno tudzież nakręcić zrywanie tychże ulotek. Ponieważ w mieście ich jakoś nie było, a wieść gminna niosła, że widziano je na Bałutach, wsiedliśmy w ŁTR, zwany już powszechnie pesą (jest absolutnie piękna) i pojechalismy na rynek w składzie: Miau, ja, Hubar, Conri i Markus. Dojechawszy tam dowiedzieliśmy się od Hubara, który właśnie odebrał telefon od kolesia z TVN. że jednak koncepcja się zmieniła, robimy Gocara (czyt. ulotki tejże firmy zrywamy, a nie zawiedzie nas pod względem ich obecności i do niej uderzamy z miażdżącym zwrotem śmiecia). Zatem wracamy do centrum, skąd jedziemy na dworzec Łódź Kaliska.
Jednym słowem pojechaliśmy, wysiedliśmy, wsiedliśmy w tramwaj w przeciwną stronę i wróciliśmy na Kosciuszki, a wszystko za sprawą Pana z TVN, który na pierwsze ma Nie Wiem, a na na drugie Jak Mam Na Imię.
Pana miłosiernie nie wymienię z nazwiska, nadmienię tylko, że miał plackowate rumieńczyki i niezachwianą pewność siebie.
Rozczulił mnie jeszcze dwoma sytuacjami.
Ponieważ, jak wspomniałam, nie było ulotek city financial, padł pomysł, by sfingować naklejanie, a potem zrywanie tychże. Ale Pan z TVN zasięgnąwszy opinii z Centrali orzekł, że to nieetyczne. Na moje pytanie, co ma etyka do faktu, że ulotka za moment zostanie zerwana, nie umiał odpowiedzieć, tylko się zagapił w okolice tango II. Druga zaś: na Kaliskim inscenizowaliśmy sytuację, w której się schodzimy z zerwanymi ulotkami i ustalamy, że jedziemy z nimi do Gocaru. PzTVN miał Wizję, by Hubar poprowadził scenę w ten sposób, że rozdziela role: ty robisz to, ty tamto, tak jakby rządził. I znów zapadła taka niezręczna stanikomaniakalna cisza, gdy powiedziałam niewinnie: "Ale przecież u nas tak nie jest".
O terminie emisji poworoniczę wam na adres i nie dam przegapić :P
Sama akcja, jak wspólnie orzekliśmy, poszłaby dużo sprawniej, gdyby Pan z TVN pozwolił nam działać po swojemu. Do Gocaru wparowaliśmy w parę minut po wyjściu szefa, po drodze z Kaliskiego wysiadając na każdym przystanku i zrywając kolejne świstki, co było sumiennie filmowane przez Brajta. Domniemana sekretarka była bardzo uprzejma i pełna zrozumienia, nie stwarzała też trudności w wykonaniu połączenia głosowego za pośrednictwem linii stacjonarnej do szefa, który jednakowoż oświadczył, że nie ma nam nic do powiedzenia, a w ogóle, to widział Grupę Pewnych Osób, jak nakleja ulotki, zapewne po to, by je potem zrywać, a całość filmować i onanizować się tym na jutubie. W kontekście tej wdzięcznej insynuacyjki decyzja Centrali, jaką otrzymał Pan z TVN istotnie nie była od rzeczy. Może Centrala miała jasnowidzenie.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

a może prezesem Gocara jest myster Walter?

Miau pisze...

Nie, nie jest:>

krold pisze...

bardzo ciekawy wieczó, szkoda że takich nie ma w szczecinie

Anonimowy pisze...

Nieetyczne to jest dlatego, że chodzi o walkę z prawdziwym złem, a nie ze sfingowanym.

Unknown pisze...

Sytuacja rozczulając najbardziej to był opieprz PzTVN w stronę boguduchawinnego Markusa, który śmiał zerwać ulotkę, pomimo że ekipa TVN tego nie kręciła. "Stary! Ale nie możesz tak robić! Przecież my tego nie kręciliśmy! Tak nie można!". Nawet ja poczułam się winna i miałam przez chwilę odruch, aby trzymane w rękach ulotki nakleić z powrotem. Do dzisiaj muszę z traumą walczyć i przy każdej ulotce odruchowo sprawdzam, czy kręcą.

Szprota pisze...

Ja bym rzekła, że jak nie kręcą, to nie zrywam :P Ale to nieprawda. U mnie mnóstwo VIPa, to też jakaś szkoła jazdy. Może by tak wspólnie zrobić rundkę po Bałutach i zwrócić śmiecia?