19.7.08

Art w WO z zeszłego tygodnia

Bezdzietni z Wyboru

Płytki i tendencyjny, utrwalający stereotyp "starej panny z kotem", ale zawsze coś. Na forum Łódź Biguś narobił rabanu, że młodzi przeczytają, iż niemowlęta śmierdzą i sami nie będą chcieli mieć.

A ja swoją bezdzietność zaczęłam ostatnio traktować tak, jak wzrost czy kolor oczu: taka moja cecha, na którą nie poradzę; nie muszę się z niej tłumaczyć, ale i atakować tych, co jej nie mają, bo o niczym nie przesądza. Ale gdy którakolwiek z nich staje się jedynym tematem rozmów, robi się cokolwiek nudno.

14 komentarzy:

krold pisze...

coż w polsce niestety to duży "defekt" nie mieć dzieci. mam nadzieję, że się to kiedyś zmieni.

Anonimowy pisze...

Tzn., że bezdzietność nie jest Twoim dobrowolnym wyborem?

Co do opinii z artykułu: brak czasu to chyba często także brak organizacji i niepotrzebne szukanie wymówek. Mam w rodzinie małżeństwo (wow!). Oboje nieznacznie po trzydziestce. Pracują na cały etat, państwowe posady. Babciom dzieci podsyłają tylko w wyjątkowych sytuacjach. Pracowici, zorganizowani (on niedawno skończył prawo na KUL, mieszkając w Gdańsku), z dziećmi bardzo dobry kontakt. Trzecie właśnie się urodziło. Czyli da się.

Szprota pisze...

Rosomaku: oczywiście, że jest o tyle, że wybieram i dbam o to, by nie mieć dzieci.
Natomiast brak parcia na dziecko już jest raczej cechą wmontowaną we mnie na tyle trwale, że nie wyobrażam sobie, by uległa radykalnej zmianie.

Co do braku czasu: oczywiście, że jeśli komuś zależy na dziecku, da się ustawić życie tak, by był na nie czas, miejsce i pieniądze. Clou polega na tym, że czas, miejsce i pieniądze wolę zużywać na inne wydarzenia.

Anonimowy pisze...

Ależ tu w ogóle nie ma o czym mówić :)
A robiąc taki wpis demaskujesz się jako taka, co chciałaby mieć, a nie ma :p

kotbert pisze...

Ja też uważam, że tu nie ma tematu do dyskusji - albo się ma dzieci, albo nie, konieckropka.
Nie uważam natomiast, aby wpis Szproty był obrazem nastawienia "nie mam, ale bym chciała". Ja wyczytałam informację "jedną z moich cech jest niechęć do posiadania dzieci" i nic więcej. Nie jest powiedziane, że jest to cecha wrodzona, a nie nabyta. Po prostu jest.

Anonimowy pisze...

Mi chodzi o to, co między wierszami (ścislej o to, co mogłbyby być ZAMIAST tychże wierszy, wszak milczenie jest złotem). Jak kogoś to nie interesuje, to o tym nie pisze. Jesli zaś pisze, to - być może - już go to interesuje. Nawet jeśli to nie oznacza, że taki ktoś chciałby mieć dziecko (bo wszak nie zamierzam twierdzić, że oznacza, to był jedynie kij w mrowisko), to jednak oznacza, że poświęca swoją uwagę czemuś, czemu wszelako uwagi tej poświęcać na logikę nie ma podstaw. A jednak poświęca. Czemu? Czyzby "się tłumaczył"...?

h8red pisze...

To jak ja dałem kiedyś linka do konsekracji i coś tam napisałem to znaczyć może, że chce zostać poślubiony Jezusowi tylko głośno o tym nie mówię?

Szprota pisze...

Aardzie, nigdy nie miałeś uczucia lgnięcia do wstrętnego? :P To o to chodzi w zainteresowaniu tematem.
Poza tym zawsze mogę zgrywać domorosłego socjologa - publicystę.

Anonimowy pisze...

A to Ty nie jesteś poslubiony Jezusowi?!?!

kotbert pisze...

O Chryste!

Anonimowy pisze...

joubert, nie mówi się do siebie! :p

Szprota pisze...

Joubert mówi. I nie, nie chodzi o to, że nikt jej wtedy nie przerywa.

lavinka pisze...

Znasz moje zdanie w tej sprawie więc się nie wypowiem, unikając w ten sposób zbiorowego linczu. Napomknę tylko nieśmiało,ze psy są fajniejsze :)

Szprota pisze...

Nie jestem pewna, czy je znam - w wątku napisałaś na tyle enigmatycznie, że nie wiedziałam, czy asertywność tyczy się braku dążenia do dzietności, czy opieraniu się, wedle słów Big Newsa, presji zapodawanej przez WO. Ale przypominam sobie dyskusję z innego wątku, gdzie to ja miałam mniej radykalne podejście wobec mamuś zabierających wszędzie swoje dzieciory. Anyway, rozumiem z tego, że bezdzietność z wyboru traktujesz jako swoje prawo i nikomu nic do tego i Ci się chwali :) A co do psów, nie ma sensu dzielić ludzi na lubiących psy i lubiących koty. Oczywiście, jest grupa, która lubiąc jedne zwierzaki nie znosi drugich. A ja, np., cytując słowa L.M. Montgomery, lubię psy jedną stroną serca, a koty - drugą :)