16.10.07

yyyyyyyyyyh

Se nagrzebałam w P800i tak, że chyba go zepsułam i teraz będę musiała chlipać o pomoc u jakiego Blq albo choćby u Breblebrox...
Ano, zachciało się mieć polskie menu, a za to nie spojrzeć, na jaki telefon był napisany language pack, to się ma. Cóż. LOL generalnie, bo nie wierzę, że nie da się naprawić.

Zalatany, długi dzień. Najpierw badania - posiewy i inne dziwolągi dadzą wyniki za tydzień, USG nerek szczęśliwie nic nie wykazało! Potem - przyjemny spacer z H. po okolicach mej szkoły i pobliskim parku, niekoniecznie w tej kolejności. Piękna, złota, nie słota jesień. I ciepło (nie mówi się ciepło, tylko ciepnęło!)
Spotkaliśmy też fucking big cat, który, jak mi później naplotkował tato, jest tubylcem ulicy Hortensji :)



H. potem popedałował jeszcze po okolicy, nawiózł fot strasznie przepięknych, a ja udałam się na samotną wyprawę do Kauflandu.
Arggh! te nieporęczne wózki! te plączące się pod nogami i kółkami ludzie! te źle opisane artykuły, dzięki czemu kupiłam 1,5kg kociej karmy zamiast 2kg i worki śmieciowe o pojemności 160l zamiast 35l!
A śledź za niezbyt słoną opłatą w sosie diżońskim, ale to z innej beczki. Będę chodzić obszarpana, a jesień siwą mgłą mnie spowije, lecz nic to... śledzia zjem! i śledź ów będzie ze mną a ja ze śledziem. W sosie diżońskim. i jedność ze śledziem ustanowimy i przetrwa owa jedność ze sledziem mimo mgły i jesieni! Albowiem będzie mi marynatą szproty wojennej!
(to był efekt śledzenia śledzia wraz z H., kopirajt zarezerwowane)

Brak komentarzy: