Sposób eliminacji: początkowe młócenie starożytnym sihillem w wodę dało efekt dodupny. Nieco skuteczniejsze było oplotkowanie zdusza, który poczuł się nieco zagrożony i zaczął taktyczny wycof. Najlepszy efekt przyniosło jednak potraktowanie go bronią chemiczną pod postacią ipuprofenu zawartego w małej, zielonej kapsułce.
Czyli: Szprot zdławił migrenę w zarodku i jest przeszczęśliwy :D
Muszę przyznać, że po ostatnich harcach zęba obcowanie z ciągłym, fizycznym bólem było moim omal codziennym doświadczeniem. Somatycznie: cholerny stres. Naprawdę! Ciało się napina jak pod wpływem solidnego zagrożenia i ta pełzająca, a nomen omen zduszona migrena pewnie była tego efektem.
Psychicznie zaś jakby uczucie upokorzenia i krzywdy. Krzywdę łatwo zrozumieć. Nie mam niestety jak zeskanować jednego szalenie mądrego komiksu o wdzięcznym tytule Mafalda, którego tytułowa bohaterka była dziesięcioletnią osobistością nieprzeciętnie zaangażowaną w sprawy społeczne i zdradzającą feministyczno-lewackie poglądy. Spróbuję to jednak opisać (tych, których nużą opisy, proszę o wciśnięcie scrolla w myszy i trzy energiczne przewinięcia w dół :P). Otóż do Mafaldy podchodzi jakaś podrzędniejsza bohaterka, również dziesięciolatka, wykrzykując w rozpaczy: -Ty i ta twoja słynna równość! A o co chodzi? O to, że głowa mnie boli! Czy kogoś innego boli? Nie! Więc jaka jest sprawiedliwość na tym świecie?!
[oklaski]
A upokorzenie? No bo I don't like the idea that I'm not in control of my life. Nawet jeśli to życie sprowadza się do szalejącego torbiela w zębie czy zdrętwiałego od stresu karku.
A oto czas na ogłoszenie zduszpasterskie:
Drogie moje czarownice.
Sabat w niedzielę.
Chyba u mnie. Knujemy z Mag.gie plan ewentualnej wyrypy rowerowej do Arturówka czy gdzieś tam w plener, więc pytanie do Kotberta i Breble, jak wasze pedały (Miau się warszawkuje).
A w każdym przypadku możemy się zgadać na jakąś 17:00 powiedzmy.
Oczekuję burzy mózgów względem rowerowo-niedzielno-sabatowych planów.
Drogie moje czarownice.
Sabat w niedzielę.
Chyba u mnie. Knujemy z Mag.gie plan ewentualnej wyrypy rowerowej do Arturówka czy gdzieś tam w plener, więc pytanie do Kotberta i Breble, jak wasze pedały (Miau się warszawkuje).
A w każdym przypadku możemy się zgadać na jakąś 17:00 powiedzmy.
Oczekuję burzy mózgów względem rowerowo-niedzielno-sabatowych planów.
10 komentarzy:
Kotbert nie jest jeszcze spedalizowana. Za to przyjeżdża dzisiaj Karolina. W sumie to obie przyjadą jako, że spotykają się w Wawce. Po dramatycznej walce dziś rano Kotbert wstał o 5 i zdążył na autobus.
Dzielny Kotbert!
A ja dziś rowerkowałam po raz pierwszy w tym roku... oj nie ta kondycja co zeszłej jesieni na przykłąd. Trzeba będzie potrenować przed latem :)
A ja jakoś, kurde, straciłam zapał ostatnio. Zmęczenie wiosenne, czy przemożny wpływ nieco rozleniwionej względem pedałowania Mag.gie?
Na razie próbuję nakłonić moją macicę by nie wypływała mi lewym uchem, więc nie wiem, czy w ogóle zwlekę się z łóżka dzisiaj. Postaram się być, ale rower odpada w przedbiegach.
rower generalnie odpada, bo Mag.gie chora, Kotbert zaś niespedalizowana, a za to sKarolizowana. No nic, najwyżej sobie we trzy nad delicjami i mieszanką studencką posiedzimy...
U mnie zapału nie ma jeszcze. Ale jak sobie pomyślę,ze musiałabym tłuc się na działkę busem z przesiadką(prywatna linia trzeba dodatkowo płacić) i drałować pół kilometra na piechotę, to już wolę stargać rower po schodach :)
dziś się zapaliłam - 22 km w 1h 54' :)
Masz niezłą prędkość.... mnie mocno stopują czerwone światła po drodze.... co kończy się na 12 km w godzinę....
Prześlij komentarz