21.4.08

Warszawiada czyli jak nie dojechałam do stolicy rowerem

Coś się uparło nie dać mi pojechać do stolycy w weekend. Że pogoda spieprzyła się koncertowo i udaremniła jazdę z Żyrardowa rowerem (a jużem się radowała, że porządnie popedałuję w okolicach mi nieznanych), jestem w stanie zrozumieć, choć serce mi krwawiło. Ale że pociąg o 12:45 się wycofał na z góry upatrzoną pozycję i Wielki Plan Stawienia Się Pod Kalumnią Zygmunta o 15:00 również wziął w łeb, to już mnie nieco zbiło z tropu. H. przez chwilę dał się omamić Grupie Pewnych Osób, których w ramach oczekiwania na kolejny pociąg (ten o 14:49) napotkaliśmy na Pietrynie - po akcji żegnania łódzkich fabryk - względem sadzenia drzew na Lublinku. Ostatecznie jednak wzięliśmy Edka, który wyświetlał trasę, godzinę, temperaturę zewnętrza i swoją prędkość i w ogóle był cudem techniki.



Co to jest swoją drogą, że jak cudo, to musi być ciasne? O 17:00 dotarliśmy do Wawy - ja wysiadłam na Centralnym udać się na spotkanie. Lwia część relacji, jako że było to spotkanie fanek M.M., jest do przeczytania na rodzimym forum. Byłam zachwycona!
Po pełnym emocji (nie-znam-wawy-więc-jak-sobie-poradzę) powrocie do WeroZamków trafiłam na kulturalną imprezę z udziałem przemiłych znajomych Zamka i takichż gospodarzy. Podobno ominęła mnie wielce pouczająca dyskusja o naukach przedmałżowych, w których mąż jest porównywany do rycerza na koniu i powinien o tego konia dbać. Ja miałam dość falliczne skojarzenie, ale okazało się, że koniem jest żona. Hm.
Nie mogę również pominąć bardzo przepięknej Koty, niezmiernie głaskawej i szalenie fotogenicznej.



Nocleg był wygodny, tylko słowiki spać nie dały.



Nazajutrz, po Śniadaniu Mistrza, Mistrzyni, Frateressy i Fratra zapadła decyzja, by zwiedzić Warszawę od strony sklepowej, mianowicie Ikei. Tu zaczęła się część weekendu pt. Strasne Psygody Sproty w Ikei,



do obejrzenia na poczynionym przez H. albumie.
Powrót równie emocjonującym się zdał, jako że pociągowy pech nie przestał nas do końca prześladować i nie zdążyliśmy na ten o 17:08 z Warszawy Wschodniej na Fabryczny. Szczęśliwie pani w informacji nie udało się wprowadzić nas w błąd i przyjechaliśmy na Kaliską Ostrowianinem z 17:33, który był na tyle gupi, że jechał przez Łódź Widzew (cholera wie, po co).

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

to, że nie zdążyliście na pociąg o 17.08 uznałabym za szczęście. podobno jest to pociąg, najbardziej przepełniony ze wszystkich możliwych w ciągu dnia, czego osobiście doświadczyłam tydzień temu. więc nie ma tego złego :)