27.3.09

REK 57

Poznajmy się: młodsza konsultantka do spraw reklamacji od pierwszego kwietnia.
Zdjęcia nie zamieszczam, bo wyglądam dziś jak psu z dupy.
Sprawa budzi mój niesmak o tyle, że całemu naszemu zespołowi złożono propozycję nie do odrzucenia. Mam jednak świadomość, że menedżerów z wyższego szczebla nie interesuje opinia pojedynczego konsultanta czy nawet całego zespołu: w korespondencji pracy nie ma, w reklamacjach jest, więc zapraszamy. Od dłuższego czasu i tak permanentnie wspieraliśmy reklamacje, więc przynajmniej teraz mamy to w karcie pracy. A ze względu na to, że HL przejął najmilszą część korespondencji, czyli e-maile, kolejki korespondencyjne stały się trudne, bez sprecyzowanych procedur i wsparcia doświadczeńszych konsultantów (nie łudźmy się: ludzie z Warszawy nie pomagali nam chętnie jako swojej konkurencji) lub nudne i odtwórcze. Reklamacje są przynajmniej ciekawe.
Oczywiście, że szukam pozytywów w sytuacji, wobec której jestem bezsilna. Mogłam nie podpisywać aneksu do umowy o pracę, ale z drugiej strony: niby dlaczego? W back-upie reklamacji generalnie sobie radzę, w najgorszym razie liczę po dwa razy te same faktury (no, to przynajmniej przeszkolę koncentrację na liczbach), decyzje podejmuję szybko i raczej bez większych błędów. No więc podpisałam i zamierzam wyciągnąć z tego to, co najlepsze. Im dłużej nad tym myślę, tym plusów jest więcej. Tyle tylko, że jest to zmiana, na którą nie byłam przygotowana i o której nie ja zdecydowałam, więc wyświetla mi się film pt. "I don't like the idea I'm not in control of my life". Chociaż doskonale wiem, że nad pewnymi jego aspektami kontroli nie mam i nigdy mieć nie będę.
Tymczasem w szprocim superkinie - tak, oczywiście, że Matrix. To dobra ilustracja! A o Arizonie Dream na pewno napiszę, widziałam ten film po raz kolejny z rzędu, a scena rosyjskiej ruletki jak zwykle sprawiła, że wypaliłam trzy papierosy pod rząd zakąszając mocną herbatą.

7 komentarzy:

aard pisze...

Arizona Dream? Ten badziew? Szok! :o
PS. To teraz pracujesz w agencji? Reklamacyjnej? ;)

Szprota pisze...

Badziew?! A podwójna scena z Północ-Północny Zachód Hitchocka? A wspaniała rola Lili Taylor? Sekwencja z rosyjską ruletką i urodzinami Elaine? Aardzie, musimy mieć zupełnie różny gust w takim razie! (a przecież bywa zbieżny!)
Ano jestem agentką 5743 ;)

aard pisze...

Taki badziew, że po pół godziny oglądania jak pseudobohater rozbija kolejne latadła, wyłączyłem film i nigdy do niego nie wróciłem. Szkoda czasu. Może wyłączyłem o minutę za wczesnie? Ale w takim razie po cholerę zawiera on to pierwsze pół godziny?! :P (w przybliżeniu oczywiście, nie patrzyłem na zegarek, zresztą było to dobre 5 lat temu)

Szprota pisze...

Och, jeśli tylko tyle zapamiętałeś z tego filmu, to musiałeś go bardzo nieuważnie oglądać. Nie namawiam do ponownego doń podejścia, ale nie dam się przekonać, że badziew, zwłaszcza że masz coś mało argumentów :)

aard pisze...

Nie zapamiętałem nic więcej i moim zdaniem nic więcej nie było do zapamiętania we fragmencie, który zmęczyłem. A przekonywać również nie zamierzam, bo argumentów nie mam wcale. Mam tylko odczucia. One wystarczą. Dla mnie :)

Szprota pisze...

Odczucia nie podchodzą pod dyskusję :)
Anyway: szkoda, przegapiasz wartościowy film.

vauban pisze...

Ba ! Od jutra obejmuję na stałe część zarządzania magazynem. Na skutek tzw. ruchów kadrowych, czytaj: zwolnień. Niezbyt mi to leży, ale mówi się trudno. Trzeba przetrwać, mówię sobie przygryzając wąs, ale nie da się zaprzeczyć, że nie jestem kowalem własnego losu. Nie ja jeden.