14.3.09

Prawo Rozedrganego Umysłu

Jeśli nie ma takiego pojęcia, niniejszym je ukuwam, z frazą zapożyczoną od Breble. Chodzi mi o taki sposób prowadzenia dyskusji internetowej, w której adwersarz, nie mając kontrargumentów na Twoje argumenty, zaczyna wkładać Ci w usta nie Twoje stwierdzenia, upierając się, że jednak coś takiego napisałaś lub tak właśnie można zinterpretować Twoje posty.

Dziwnym trafem jakoś ostatnio trafiam w sporo wątków dotyczących sterylizacji zwierząt domowych - pewnie dlatego, że w marcu tradycyjnie wiele organizacji prowadzi akcje sterylizacyjne bezdomnych zwierzaków. Na Kocim Zakątku dyskusja, acz zapalczywa, gromadziła sensowne argumenty: nikt nie podawał w wątpliwość konieczności ograniczenia rozrodu zwierząt bezdomnych, wątpliwości pojawiały się jedynie przy rozmnażaniu zwierzaków w domach przy sprzyjających bytowo warunkach (tu również jest sporo przeciwników - rozmnożenie mieszkającego z nami kota czy psa automatycznie pozbawia możliwości znalezienia domu dla już urodzonego zwierzaka). Na FŁ z ostrą, radykalną argumentacją wyskoczył skądinąd sympatyczny kolega Bryzolin, postulując zupełny brak ingerencji w świat zwierzęcy, także względem jego rozrodu. W jego wątkach właśnie pojawiała się argumentacja Prawem Rozedrganego Umysłu: zwolennikom kastracji zwierząt proponowano, by kastrowali się sami, przestali jeść mięso, sugerowano również, że propagują sterylizację celem zaspokojenia własnych, sadystycznych żądz. Z drugiej strony nie brakowało argumentów, że zwierzęta hodowlane są już mocno oddalone od natury i od człowieka zależne, więc pozostawienie ich własnemu losowi nie spowoduje, jak w przypadku zwierząt dzikich, naturalnej selekcji, lecz jeszcze większy wzrost bezdomności lub umieralności na ulicach, na śmietnikach lub w rzece.

Ja dodam od siebie, że nasz stosunek do zwierząt oscyluje między dwoma przeciwstawnościami:

1. Mamy tendencję do traktowania zwierzaka przedmiotowo i użytkowo. Pies jest od tego, by szczekał, merdał ogonem i był posłuszny. Kot ma myszy łowić, mruczeć i dawać się głaskać. Biada, jeśli trafimy na nieposłusznego psa lub niełownego i niegłaskawego kota.

2. Antropomorfizujemy zwierzę. W żadnym wypadku nie sugeruję tutaj, że kot czy pies nie odczuwa bólu, strachu, tęsknoty czy radości. Odczuwa. Natomiast nie myśli abstrakcyjnie. Nie planuje. Nie ma poczucia czasu. Będąc dorastającą kotką moja Kota z całą pewnością nie myślała sobie, że jak będzie dorosła, to będzie miała troje dzieci, z których jedno z nią zamieszka, by podać jej szklankę wody na starość. Kotangens, przez długi czas mający trudności z załatwianiem grubszej potrzeby w kuwecie, nie zamierzał w ten sposób mścić się za to, że mnie nie ma kilka godzin w domu, tylko zwyczajnie komunikował, że to, co jest w kuwecie, nie odpowiada mu, więc robi gdzie indziej (zmieniłam żwir i minęło jak ręką odjął).

Nie kryję, że w wielu przypadkach wolę zwierzęta niż ludzi. Nie kombinują, nie manipulują, przy odrobinie dobrej woli i stałej obserwacji komunikują uczucia dużo lepiej niż ludzie. Ale nie zamierzam przenosić na nie prawa do samostanowienia względem rozmnażania. Za dużo ich w schroniskach. Za dużo ludzi pozbywa się ich, gdy trzeba je leczyć albo z małej puchatej kulki zmieniają się w olbrzymie bydlę. Póki nie będzie świadomości, że przyjmując zwierzaka pod swój dach bierze się zań odpowiedzialność, póty liczbę urodzeń trzeba ściśle kontrolować.

12 komentarzy:

lavinka pisze...

Mój pies ma lepsze wyczucie czasu ode mnie. Można by zegarki od niego regulować. Przychodzi i się namola dokładnie w porach przedposiłkowych(a ma 3 w porywach do 4). Świętej Pamięci Dżojka potrafiła uknuć niezły plan dostania się do łazienki w celu spałaszowania kurczaka stygnącego w prodiżu(w łazience, bo to jedyne zamykane na drzwi w pomieszczenie w domu) oraz klapek na basen(obie akcje udane). W ogóle nie takie plany w kwestii żarcia uskuteczniała. Raz ściągnęła cały obrus z wieczerzą wigilijną na ziemię(bo z ziemi wygodniej się je) :)
Z całą pewnością powiem,że moje psy miały i mają więcej ęteligencji, sprytu i życiowej zaradności niż niejeden człowiek.
Nie wiem jak koty,ale one jakieś głupie są. Nijak nie można się dogadać. A z moim Guciem, to już mamy swoje słowa mruczące ;)

W kwestii kastracji nie mam zdania jak mówiłam, podkreślałam tylko że istnieją inne sposoby na wyjście z problemu nadprodukcji szczeniąt/kociątek(równie niehumanitarne wg Bryzolina acz tańsze i mniej kłopotliwe).

Co do porównania kastracji ludzi i zwierząt to tylko chodziło o nierówność. Zresztą podobnie jak Breble uważam,że sporo osób wśród ludzi by się wysterylizowało. Czy to dobrze czy źle, to już kwestia decyzji każdego człowieka łącznie z decyzją o diecie wege czy nie-wege. Dla mnie akurat rośliny nie różnią się w niczym od zwierząt, też życie, tyle że w innej formie.
Cieszmy się,ze sałata nie szczeka,że tak powiem ;)

Anonimowy pisze...

Kolega Bryzolin nie jest sympatyczny. Dziękuję za uwagę, to byłem ja. Ten co zawsze :)

kotbert pisze...

Cieszmy się, że sałata nie szczeka? W O D Y...

veloman pisze...

To prawda Lavinko, z psem pogadasz, a i bez słow można się z niektórymi porozumieć, ach ta moja śp. Czarusia. Pies daje się człowiekowi stłamsić i ma naturę bardzo zbliżoną do ludzkiej. Koty to zupełnie inna bajka. Owszem przymilne, ale zawsze z dystansem.

Szprota pisze...

Lav, co do chytrych sposobików, jak ściągnąć żarcie czy dostać się do zamkniętej szafki - takich opowieści są tysiące. Wszystkie moje psy umiały skakać na klamkę i otwierać sobie drzwi. Ale chyba widzisz różnicę między załapaniem przez psa czy kota prostego ciągu przyczynowo skutkowego, a wmawianiem, że dążą do rozmnożenia dla radości macierzyństwa.
Co do kotów, to już dawno odkryłam, że ludzie dzielą się na tych, którzy je świetnie rozumieją i tych, którym się nie chce ich rozumieć. Koty są trudniejsze, bo nie są uległe wobec człowieka. Świetna szkoła szacunku dla drugiej istoty żyjącej (nie twierdzę, że ją przeszłam celująco).
Względem równości wobec przyzwolenia na kastrację ludzi i zwierząt, to moje zdanie znasz. Powinna być taka możliwość i dla ludzi.
Argumentu ze szczekającą sałatą się nie tykam. Jest rozbrajający :)
Aha, a Bryzolin wydał mi się naprawdę sympatyczny, drogi Anonimowy (któż ty?). Mogę się jednak mylić, widzieliśmy się wszystkiego raz w życiu.

krold pisze...

O Geez, szczekająca sałata?
Ze zwierzętami jak z ludźmi: różne charaktery, różne kontakty. Kwestia akceptacji i zrozumienia.

Miau pisze...

I miauczące pomidory.

Szprota pisze...

A to z tej sałaty pies na baby, szczek szczek.

Anonimowy pisze...

Z reklam google: http://produkty.animalia.pl/produkty_info.php?id=112&gclid=CM3x6JGZp5kCFUsI3wod-QVypg
Zwirek prawdę o Muchomrku Ci powie...

Anonimowy pisze...

z reklam: http://www.perro.com.pl/go/_category/?idc=2_11_55&gclid=CNTHk9nWp5kCFcST3wodQinZpA

kryta kuweta?

Szprota pisze...

a, tak, moim też kupiłam, łudząc się, że będzie mniej rozsypującego się wokół żwirku do sprzątania. Ale zastrajkowały, więc zdjęłam pokrywę.

Anonimowy pisze...

Tja... nie dalej jak w ostatni piątek znalazłam na ulicy szczeniącą się sunię. Obdzwoniłam co się dało, przyjechał wet, szczeniaki raczej nie przeżyją (tyle to ja sama wiedziałam, coś zdecydowanie było nie tak...), ale sunia raczej tak. Wiecie, jak brzmi ból w formie dźwięku? Ja słyszałam. Jak dla mnie to genialny argument za sterylizacją zwierząt, szczególnie w schroniskach.

PS: A najbardziej wk-wiające było to, że sunia pokładała się na chodniku, przy ujemnej temperaturze - jakieś trzy metry od przystanku... k-wa, i żadne bydle na tym przystanku nie reagowało.