1.3.09

Moje jedno uszko Nimfadory


Zaprosiłam ją do siebie na weekend. Nimfadora mieszka z Miau i jej rodziną. Musieli w trybie pilnym wyjechać. Wprawdzie dwa dni kot może spokojnie spędzić bez człowieka, zwłaszcza jeśli ma towarzystwo drugiego kota, ale Nimfadora jest młodziutka, nie zostawała jeszcze tak długo sama, a jest myziasta i szalenie towarzyska.
Swoje koty kocham, oczywiście. Kota jest matrona, lekko kapryśna, puchata, sapiąca i przeważnie głaskawa, aczkolwiek wielbiąca spokój i głośno pyskująca, gdy jej się go zakłóci. Kotangens jest narwaniec, tępy osiłek, którego nie da się obrazić ani wyprowadzić z pogody ducha absolutnie niczym - no chyba że zakazanym chwytem za kark i słowami "niedobry kotek". Uwielbiam poranki, gdy zaspana potykam się o co najmniej jednego kota i środkiem przedpokoju porusza się kłąb złożony z rozziewanych paszcz, ósemkujących ogonów i moich włochatych skarpetek w paseczki. Uwielbiam wieczory, gdy gaszę już światło, czekam, aż wyłączy się komp, siadam z kocińcem na pufach pod kaloryferem i wygłaskuję je na dobranoc: ponieważ przeważnie chodzę po domu w polarze, kocie futerka mocno się elektryzują od głaskania, co w ciemności daje niebywały efekt. Potrafię w ślad za swoją ręką zobaczyć cały rządek srebrnobiałych iskierek!
Nimfadora przyjechała wczoraj wieczorem. Początkowo mocno się denerwowała towarzystwem gospodarzy, więc po prostu wzięłam ją ze sobą do sypialni. Po zwiedzeniu jej całej, oberwaniu kilku suszek od geranium, przeczołganiu się pod szafą, skąd wychynęła ze wspaniałą woalką z pajęczyn i kurzu, wciągnięciu całej michy mokrego - wślizgnęła się pomiędzy koc a kołdrę przy moim boku i przespała ze mną całą noc.
Dodam, że z moimi kotami nie śpię - parę razy próbowałam, ale Kotangens jest szwendacz nocny ze zgrabnością słonia w składzie porcelany. Za oddzielonymi drzwiami, nawet jak coś zrzuci i potłucze, jest szansa przy moim mocnym śnie, że zignoruję.
Nazajutrz Nimfadora pokazała, kto tu rządzi. Właziła do wiklinowej budy, bawiła się ich zabawkami, biegała za Kotangensem maltretując jego ogon. Czarna starszyzna obchodziła ją na miękkich łapkach i unikała konfrontacji, zaś ona panoszyła się po całym mieszkaniu, zmywając ze mną w kuchni:

i myjąc mi głowę w łazience, sykiem odganiając resztę.
Kotangens w ogóle był biedny, bo poza molestowaniem uprawianym przez Nimfadorę stał się jeszcze obiektem działań Koty: ponieważ popadła ona wobec warczącej i prychającej na nią małej w totalny stupor, na wszelki zaś wyładowywała złość na synu, lejąc go przy lada okazji po papie.
Nie kryję, jestem w Księżniczce bez pamięci zakochana. Jest absolutnie prześliczna, delikatna i drobna, a przy tym bardzo wesoła i dzielna: tak ustawić moje, tylekroć większe czarnuchy! Przez ten krótki okres opieki czuję jakby mały kawałek Nimfadory był także mój: powiedzmy, jedno uszko.

3 komentarze:

krold pisze...

No fakt, Nimfadora jest śliczna

Szprota pisze...

Oczywiście, że jest :)

Miau pisze...

Cieszę się, że Nimfadorze się podobało i nie miałaś z nią problemów:)