19.11.08

Ostatnie zmiany na popołudnie

Oczywiście, zastały mnie w nieokapturzonym płaszczu, dziwnie wolno jadącym Panem Busiku i zdecydowanie, bardzo nie w ostatnim dziennym autobusie linii 65. Na który może i bym zdążyła, gdyby Pan Busik odjechał 23:05, jak powinien, a nie 23:09, jak mu się, nie wiedzieć czemu, zechciało odjechać i dostanie się w 9 minut spod Wersalskiej do skrzyżowania Zachodnia - Limanowskiego przekroczyło jego możliwości.

Brak kaptura dokuczał o tyle, że na moje, ostatnio coraz krótsze włosy, sypało biało a puszyście i nie był to tym razem łupież. Szczęśliwie wiatr był zachodni i duł mi w bok, a przez moment wręcz w tył (jak widzę na new.meteo, wkrótce zmieni kierunek na południowy i przygna niż). W każdym razie nie czułam się jak Kamiński, no bez przesady. Doszłam za to do wniosku, że jednak lubię chodzić. Tak po prostu. Od pewnego czasu wysiadam w drodze do pracy przystanek (około kilometrowy) wcześniej, a z tej Zachodniej też mam, na oko, jakieś trzy kilometry spaceru. Nie jest to dużo, ale spytajcie samochodowych wozidupów, ile oni dziennie przespacerowują :P Przy czym, zaznaczam, nie przepadam za spacerami bez celu, typu niedzielny, uroczysty spacer do parku. Do parku chadzam się spotkać i to, jak moja wybujała biografia wskazuje, nie tylko za dnia.

Gdy miałam złamaną nogę*, najbardziej brakowało mi właśnie tego rytmicznego, dość spiesznego w moim krótkonożnym wykonaniu marszu. Marzyłam o chwili, gdy poczuję trawę pod bosymi stopami. Rehabilitację przechodziłam na działce u mamy Holly'ego, więc trawy było, dosłownie, w bród.

Nic to. Od grudnia zmiany 9:00 - 17:00, przynajmniej wszystko na to wskazuje. I nie będzie już nocnych pieszych powrotów w śniegi i zawieje. Będzie za to praca z powrotem w boksach, z ludźmi rozmawiającymi z klientami, więc trzeba będzie zainwestować w słuchawki (mam bowiem tylko takie do skype'a, z mikrofonem) i przycisnąć Michała o internet, by można było odpalić swoje last.fm.
---
*Stare, z 2000r. dzieje. Poszło się na Doorsowisko na Węglową C4 i, jak sama nazwa wskazuje, zaczęło się pogować przy Nirvanie, Smells Like Teen Spirit, niech ich drzwi ścisną. Wystrzeliłam z podskokiem w tym samym momencie, gdy na podobny pomysł wpadł Motłoh (tańczyliśmy, o ile pamiętam, wcześniej jakiegoś przytulańca i po temu znajdowaliśmy się blisko siebie). Motłoh już wtedy był kawał chłopa i po zderzeniu z nim jak usiadłam, tak wstałam po jakimś tygodniu, z nogą porządnie zagipsowaną do kolana, śmiesznym drutem w kości strzałkowej (wyjętym po serii bolesnych szczepionek przeciw żółtaczce) i po lawinie całkiem fajnych, szpitalnych wierszy.

3 komentarze:

lavinka pisze...

No popatrz a w W-wie dopiero ledwo po północy zaczęło popadywać, a dopiero o pierwszej to to z nieba zaczęło wyglądać jak śnieg.
Spacery przed siebie gdzie oczy poniosą też lubię. Koledzy z branży (zmotoryzowani w 100%) uważają mnie za dziwadło w tem względzie. ;)

Szprota pisze...

Dodam, że aktualnie stopniało i nadciągnęły patetyczne chmury jak z Dnia Niepodległości.

lavinka pisze...

A teraz wieje... grozą...