14.11.08

Najlepsze wpisy na blogu

Przychodzą mi do głowy wieczorem, przed snem. Pewnie też tak macie, że ułożywszy się już do snu układacie sobie w głowie, co to się w ciągu dnia wydarzyło, albo co ma się wydarzyć nazajutrz. Ja w każdym razie dość mocno przepracowuję ten uzbierany w ciągu dnia zgiełk. A jak przychodzi do pisania posta, pomysły uciekają, zgrabne frazy idą w zapomnienie i z trudem odtwarzam to, co tak mi się pięknie w nocy ułożyło. Więc myślałam sobie o nowym mieszkaniu Miau, że ładne i nowe, i Miau przeszczęśliwa, i że jej zazdroszczę. Teraz wyjdzie ze mnie niewdzięczna sucz, no bo przecież tyle ludzi jest bez własnego kąta, wynajmuje mieszkania albo spłaca ciężkie kredyty w złotówkach, bądź, co gorsza, we frankach, a ja wszak mieszkanie mam - po babci. Duże. Trzypokojowe, z przestronną kuchnią, łazienką do tańczenia kankana i trepaka węgierskiego tudzież spiżarnią. Za duże. Taka refleksja nachodzi mnie zwłaszcza przy sprzątaniu (a odkurzaczyk mam mały, co sam nie jeździ i nie pierdoli). I przy zimnych miesiącach, gdy ten cały areał trzeba ogrzać, a wiekowej instalacji grzewczej idzie to gorzej niż średnio. Poza tym mieszkanie jest stare, ponure, nieprzytulne i mimo dużej ilości zalet, rodzice piętro niżej mają też swoje wady.

Tak więc chce mi się, chce mi się jak cholera nowego mieszkania. Zupełnie nowego, w ciepłym bloku, malutkiej kawalerki z balkonem na południe. Z różnych przyczyn realizacja tej chęci nie jest jednak w najbliższym czasie możliwa. Ale nie tracę nadziei.

Surrimprezka wyszła surr, bo pomimo moich wysiłków jednak nie doszła do skutku. Ostatecznie bowiem Holly, pod którego poniekąd ustawiałam szprotkanie, zaniemógł i wieczór sprowadziłby się do siedzenia z Aardem otoczonym gromadką psiapsiółek, żeby nie rzec: wielbicielek. A ja, abstrahując od kwestii ewentualnego otaczania Aarda uwielbieniem, tłumu nie lubię. Najczęściej jest bowiem wyższy, składa się z pleców woniejących naftaliną i potem oraz miejsc, gdzie dupa rozpoczyna swą szlachetną nazwę, woniejących jeszcze gorzej.

Pomijając to, po dość usilnych a daremnych staraniach zwyczajnie mi się odechciało. No i miało to być szprotkanie z okazji sześciolecia Utopii, a Pauliny z Opoczna niewiele mają z Utopią wspólnego.

Holly, zwany również Luc'em od listopada pracuje ze mną, niekiedy nawet w tym samym budynku, aktualnie szkoląc się intensywnie i cierpiąc męki porannego wstawania.

Dziś zaś uświadomiłam sobie, że jak dobrze pójdzie, będę mieć w pracy również omal rodzinę, gdyż na rozmowę kwalifikacyjną została zaproszona dziewczyna... hm, w sumie to wujka, brata mojej mamy. Wujas jednakowoż wygląda na tyle świeżo, że koleżanka Ponczu, która miała przyjemność go poznać, nie wierzyła, gdym jej powiedziała, ile ma lat. Nie wiem, czy Agnieszka (dziewczyna wujasa) przejdzie dalej, bo z kompem sobie radzi średnio, ale jeśli tak, to, no cóż, będzie dziwnie.

W pracy ożywcze zmiany.
Primo: za chwilę opuszczamy miły, przytulny pokoik i przenosimy się na piętro trzecie wraz z telemarketingiem. Będzie mniej ciszy przy gadających ludziach (chociaż telemarketing jednak rozmawia spokojniej niż takie, na przykład, płatności), a za to bliżej Breble i reszty tak przeze mnie lubianej ekipy z telemarketingu.

Nadto od grudnia dochodzi do nas sześć nowych osób, z których znam dwie.

Nawiasem mówiąc, koleżanka H. tak się intensywnie dopytywała Minia, czy będą jacyś faceci, że aż koleżanka K. z reklamacji nie strzymała i spytała, czy H. szuka męża. Poleciało trochę kłaków w związku z tym :D Ale skądinąd się H. nie dziwię: pomijając Minia, który jako mocno zajęty przez szalenie atrakcyjną dzieweczkę, zresztą przyjaciółkę H., nie nadaje się na obiekt westchnień, w teamie mamy jeszcze tylko Pabla. Który nadaje się jeszcze mniej. No nikt mnie nie przekona, że facet emocjonujący się programami typu You Can Dance może być interesujący!
No a skoro motywacją do pracy nie jest praca (a w przypadku H. zdecydowanie nie jest), to obiekt westchnień jest niezłą motywacją zastępczą. Dobrze, że ja nie muszę takiej szukać.

Na n-k odezwała się do mnie kumpela ze studiów, niejaka Efka (Aardzie: tak, ta Efka z Crime'u Szproty) - urwał nam się kontakt parę lat temu, a byłyśmy wszak nawet razem w Holandii i co pewien czas chodziło po mnie, co tam też u niej. Planuję spotkać się z nią w przyszłym tygodniu jakoś od rana (raz się zwlokę wcześniej niż o ulubionej 11:00, no już trudno).

Tymczasem last.fm wylosowało Clannad (mam wrażenie, że im później, tym bardziej chilloutową muzykę losuje), a na mnie czeka coś tam czegoś Sapkowskiego. Jutro nabywam "Sprężynę" M. Musierowicz i jeśli mój podmuch filantropii będzie trwały, również dla mamy "Wieżę z klocków" K. Kotowskiej.

10 komentarzy:

h8red pisze...

Człowiek się kreatywizuje na kilka minut przed zaśnięciem.

czy wydra wygra? pisze...

Jak masz za dużo miejsca, to możesz mnie przygarnąć gdzieś na wycieraczkę, zawsze Twoi rodzice piętro niżej, to lepiej niż moi.

Wpadłam przypadkiem, ale pozdrawiam:]

lavinka pisze...

O, nie jesteś już moderatorką Łodzi! Łaj? Czystki etniczne na tle rasowym?

Szprota pisze...

O, już od dawna. Odechciało mi się. Wolę czytać forum i przy okazji je moderować niż zmuszać się do czytania, bo powinnam wywiązać się z obowiązków.

lavinka pisze...

Bo się forum obudziło. Szczerze powiedziawszy nawet nie zauważyłam, bo odruchowo nagłówka nie czytuję. A powstał niedawno wątek i Cię wołają celem wytłumaczenia się. Ale raczej nie z tęsknoty ;)

Szprota pisze...

Nieno, nawet trochę tęsknią. I śmiesznie plotkują.
Wydro: nie nadaję się do mieszkania z kimś. Bałaganię i papierosów nie palę tylko w łazience. W sumie to nie wiem, czemu tam akurat nie. Może przez wilgoć.

lavinka pisze...

O to ja odwrotnie. Nie wyobrazam sobie mieszkać sama, nawet z kotem/psem/rybkami. Musi być ludź. Kiedyś myślałam,że nie ale pomieszkawszy samoć pół roku wyłam do księżyca nie mając do kogo się odezwać(a przeca mieszkałam sama tylko popołudniami, w ciągu dnia ktoś się kręcił). A że łatwo przychodzi mi dostosowywanie się do innych(wkurzają mie,ale się trzymam i wyganiam z papierosem na korytarz)to wolę tak niż wyć.

Szprota pisze...

Kwestia charakterów. Ja jednak w realu jestem dość introwertyczna i bardzo lubię te dni, gdy przez cały dzień nie muszę się do nikogo odzywać.

lavinka pisze...

Na necie sprawiasz zupełnie inne wrażenie :) Pomyśleć,że czasem zazdroszczę Ci towarzyskości, hi, hi :)

I teraz się zaczynam zastanawiać, czy to dobrze... bo ja od samego początku gmaila mam jedną wspólną kategorię mejli dla Cię i Huasia. Po prostu traktuję was jako jedność internetową :)

Szprota pisze...

A to już jak Ci wygodnie, Lavinko. Jednakowoż nie zawsze z Huannem odwiedzamy te same miejsca w internecie ;)