4.9.08

A odpocznę dopiero w niedzielę

Przynajmniej o tyle, że pośpię do jakiejś normalnej godziny.
Już wprawdzie przestawiłam się na tyle, że nie odsypiam po południu prawie wcale. Czasem z godzinkę. Za to idę spać koło 23:00 i zasypiam bez problemów; budzę się klasycznie po czterech godzinach, kręcę się trochę i zasypiam na kolejne dwie.
Wczoraj miłe spotkanie u Mag.giAardów z zadziwiająco typowym podziałem ról: ja, Mag.gie i Miau rajcowałyśmy w kuchni, przy czym Miau czyniła mi nader udanego frencza, którego jutro zamierzam poprawić, by na sobotę był jeszcze cudowniejszy. "Pan podrapano na głowa" bez białej glisty, za to z wystawką przodków różnych zwierząt, m.in. mułoskoczka, innymi słowy Borys zasiadł w Mag.giAardziej sypialni zgłębiać zawartość dwóch płyt z jednym filmem. Panowie zaś, czyli Aard i Huann trochę żarli z nami pizzę, Miauową pyszną sałatkę tudzież miętowe płatki, a trochę rychtowali swoje stalowe rumaki, nic nie psując, ale gubiąc sworzeń (nieboskie sworzenie!).
Dziś zasiadłam do kompa z postanowieniem obejrzenia wypożyczonego od Miau "Jutro idziemy do kina". Obejrzałam nawet dokładnie. Czołówkę i jakąś pierwszą minutę filmu, i nawet już uznałam, że mi się podoba (zresztą, z tego, co czytałam o tym filmie, dalsze minuty filmu również mi się spodobają), a potem Miau się stęskniła i zażądała zużycia na nią erajednostek.
Jutro fryzjer. Fryzjer jest młody człowiek i gej, z tych zniewieściałych, miękkich w kibici i o głosie wyższym od mojego (co poniekąd nietrudne). Co dobrze wróży mej przyszłej fryzurze. Potem frencz u Miau. Potem, jeśli pewien misterny plan pójdzie w pizdu, jeszcze jakaś guaneria ludzka. A potem wrócę i z właściwym sobie wdziękiem rozczochranej wiedźmy padnę na ryj.

Drobiażdżek z pracusi: koleżanka Ewa w dniu wczorajszym jakoś szalenie intensywnie przyglądała się swojej zawartości torebki, a nie należy do osób, które noszą kilkanaście błyszczyków na różne okazje, kilka rozmiarów tamponów i klucze od jariski. Gdy napotkała moje pytające spojrzenie, zaczęła się cicho, acz nieprzytomnie śmiać i wyłowiła z torebki nieco sfatygowaną, wklęśniętą z jednej strony piłeczkę ping-pongową.
Otóż z narażeniem życia, zdrowia i atrakcyjnego wyglądu mieszkająca z nią kotka upolowała piłeczkę i wetknęła swojemu człowiekowi do torebki, żeby się podzielić, bo przecież człowiek to taka pierdoła, co sobie sama nie upoluje.

Zrobię jeszcze ze dwa kliki na arenie Albionu i idę spać.

2 komentarze:

lavinka pisze...

Nie wiem co to jest frencz i niestety brzydzę się zniewieściałych fryzjerów. Taka homofobka ze mnie ;) Fakt faktem,że najbardziej zniewieśiały fryzjer i tak ma niższy głos od mojego sopranu czym niejednokrotnie wpędziłam takiego w kompleksy. Czyli jest to niechęć obopólna (nadmienię,że nie lubię jak ktokolwiek obcy dotyka moim włosów, każda wizyta u fryzjera jest udręką) :)

Co do kotów, to są one bardziej kulturlne od psów jak widzę. Moja ślepa i stara Dżojka potrafi w nocy wyżreć bratu kanapki z plecaka. Piłeczką by się nie podzieliła, bo by ją też zeżarła (dlatego nie dostaje już żadnych piłeczek) :)

Szprota pisze...

Frencz to francuska manikura. Białe końcówki paznokci, reszta naturalnie różowa :)
Ja tam zniewieściałych fryzjerów lubię. Po pierwsze, dogaduję się z nimi jak z nikim, o co mi chodzi w planowanej fryzurze. Po drugie, bawią mnie do łez.