30.3.08

Jeśli ktoś pyta, co porabiam

to właśnie podbijam blogfrogrank Poli, onanizuję się zdjęciami poczynionymi dziś i kiedyś, sączę zieloną herbatę z miodem spadziowym, podżeram bez większej pasji krem czekoladowy i generalnie uprawiam wypoczynek.
Sama nie wiem, co jest najprzyjemniejsze w wycieczkach z Maksymem: czy samo jeżdżenie, kompletnie bez planu podróży, co skutkuje trasą slalomu pijanego zająca; czy robienie zdjęć (a słońce dziś, więc fajne światło); czy odkrywanie w zapomnianych uliczkach zapomnianych miejsc?

A może późniejsza obróbka fot na picasie, co zazwyczaj ogranicza się do ewentualnego przycięcia, dokontraszczenia i doostrzenia. A może finisz: wpisanie wyniku w bajkstatach?
A nie, już wiem.
Wejście pod prysznic i spłukanie z siebie kurzu utrudzonego wędrowca.

update
Zassałam sobie Strachy Na Lachy. Kurczę, no nawet Gintrowskiego ładnie przerobili.
A ta smętna balladka przez jakiś czas budziła mnie na Esce Rock:

4 komentarze:

kotbert pisze...

To zapomniane miejsce bardzo interesujące.

Anonimowy pisze...

Ja wiem, co jest najprzyjemniejsze: kiedy się własnie w pocie i znoju dojeżdża dokądś, skąd do domu jest już tylko Z WIATREM!! :)))

lavinka pisze...

Podrzucam link dla Konatgensa i Koty. Niech będą nowocześni :)
http://www.moderncat.net/

Szprota pisze...

Kotbert: miejsce jest na Jarzębinowej. Spora chałupa, kojarzy się z domem samotnej matki, zamieszkany.
Aard: cenna uwaga, ale ja jednak obstaję przy prysznicu.
Lav: dzięki za linka, chociaż rozpieszczanie kotów w moim wykonaniu ogranicza się do nabywania myszek z kocimiętką w tesko :)