10.3.08

I tak może być przez najbliższy miesiąc

A potem się ewentualnie nieco ocieplić.
Zaczynamy trasę podobnie: wjeżdżamy do parku i skręcamy w lewo, czyli na zachód, jadąc równolegle do Biegańskiego. Dziś zatoczyliśmy koło wokół placu zabaw (jakoś żadne dziecko nie chciało nam wpaść pod koła), przemknęliśmy jak wicher obok pomnika ofiar września 1939 (Szprota ma za dobrze w pamięci obowiązkowe apele 1. września odbywane pod tym kamieniem - takie rykowiska potrafią zohydzić najpiękniejsze bohaterstwo) i skręciliśmy na północ, prezentowaną w poprzednim wpisie żwirową alejką z przepięknym zjazdem, zachęcającym do wpadnięcia do stawu, a w perspektywie istotnie wizytę na bardzo pobliskim cmentarzu św. Rocha. Następnie nieco mniej niż zwykle dysząc (nabyta wreszcie umiejętność płynnego zmieniania przerzutek? A może - o cudzie! - lepsza forma?) wjechaliśmy sobie na koronujący część więcej rekreacyjną parku pagórek. Widok z niego nieszczególny: na lewo komin, na wprost cmentarz, na prawo drugi, większy pagór, za stromy póki co dla Maksyma, od dupy strony owszem park, ale drzewa. Ale lubimy czasem wjechać, by móc zjechać.
Toteż zjechaliśmy ze świstem, odbiliśmy jeszcze bardziej na północ na Cygankę (trochę się bałam, że Maksym znów zaprotestuje łańcuchem, ale nie). Cyganka jest placem zabaw i tak, wiem, że na Złotnie też jest miejsce, które się tak nazywa. Plac jest dość menelski i dzieci tam raczej nie bywa, za to złotej od chmielu młodzieży a i owszem. Szczęśliwie grzecznie się huśtali i nie stanowili zagrożenia.
Z Cyganki ruszyliśmy na wschód, wzdłuż ulicy Jaworowej, ósemkując nieziemsko gruntowymi, wcale znośnymi nawet dla Aarda ścieżkami.



Aż ostatecznie wskrobaliśmy się na ulubiony Pagórek Psiarza. Lubię ten moment, gdy wyjeżdżam zza drzew i zapiera mi dech od tego nieba.

Po wyjechaniu z parku Aleją Róż zahaczyliśmy o domniemany pałacyk myśliwski od nieco innej strony.

I nadal ósemkując po osiedlowych uliczkach straszliwie (Przyrodnicza - Chabrowa - Aleja Róż again - Botaniczna - Hortensji - Bzowa - Jaskrowa - Aleja Róż hit me baby one more time) zwiedzaliśmy sobie Julianów. Heinzle Heinzlami, ale ten, kto powymyślał nazwy ulicom w osiedlu, był chyba jakimś jebanym florofilem...


Potem ruszyliśmy dla odmiany na zachód, przez najbardziej uczęszczaną część parku (dziś nie było tak wiele weekendowych obżartuchów, za to mnóstwo par ze zwiędniętymi tulipanami i tęsknotą za rozumem w oczach). Tymczasem muszli koncertowej się odbijało.

Nawiasem mówiąc, ścieżka wiodąca poprzez ławki ustawione pod muszlą nie jest godna polecenia, o pedałowaniu nie mówiąc. Wprawdzie Maksym spiskiwał się na piachu dzielnie, ale jednak z naciskiem na zgrzyt zębów. Mój, nie zębatek.

Potem słońce się nieco już chyliło, a mnie się przypomniała obiecana wieża ciśnień, co to wyjdzie lepiej za dnia. Więc wyjechaliśmy w Krzewową, gdzie u styku tejże z Karłowicza słońce miało się już tak:

...więc pojechaliśmy tą Krzewową tak, jak ona prowadzi, a proszę sobie w wolnej chwili popatrzeć na mapie, jak pokrętnie to czyni. Rekord ulicy Skarbowej, która jest sobie równoległą i prostopadłą, wydawał się nie do pobicia, a tu proszę - i to jak blisko!
Tymczasem przecięliśmy Biegańskiego (dobrze mu tak, staremu piernikowi) i skręciliśmy w Cisową, która sama wiedzie jak w pysk strzelił do Akacjowej.

Nawiasem mówiąc, czy Akacjowa ze Złotej Kuli Hanny Ożogowskiej to właśnie ta?
Z Akacjowej skręciliśmy w Skarbową. W prawo. Potem skręciliśmy w Skarbową. W lewo. I oto obiecana wieża:


Właściwie... czemu się uparłam ją sfotografować?

5 komentarzy:

veloman pisze...

Wieża na Skarbowej! Niespodzianka. Ile jeszcze tajemnic kryje przede mną Julianów?

Anonimowy pisze...

Kurcze, czytając idzie uwierzyć, że byłaś nieledwie w przylaszce lewkonii! :))

Szprota pisze...

A tymczasem nie oddaliłam się od domu bardziej niz na dwa kilometry :)

lavinka pisze...

O, Szprotest się w fotobloga zamienił :)

Szprota pisze...

Oj bo ładny ten Julianów...