6.4.09

Zrzut z ostatnio obejrzanych filmów vol.2

Tak naprawdę opis, recenzja jest sposobem pisania najbliżej granicy słowa i obrazu. Pewnie dlatego szalenie lubię tę formę, tę nieziszczalną pogoń za nieuchwytnym.
Jak było widać w poprzednim wpisie z tej kategorii, ostatnio wpadłam w serię filmów z Johnnym Deppem. Powody są dwa. Jeden, bardzo prozaiczny - jest bardzo atrakcyjny. Sprawia mi przyjemność samo patrzenie na niego (fantazje raczej jednak ograniczam do mężczyzn, których znam i wiem, że z czasem je zrealizuję - a jeśli nie, ich strata ;P). Drugi - szukałam filmu, w którym nie sprosta roli. Jest to o tyle trudne, że Johnny generalnie dobiera sobie role po warunkach pociągającego, nieprzystępnego outsidera, który, oczywiście, w głębi duszy łka za bliskością i czułością.
Udało mi się - zdecydowanie nie podobała mi się jego rola w Don Juanie de Marco. Sam film nie powala na kolana: przepaskudnie hollywoodzka opowieść z obrzydliwie lukrowanym happy endem. Johnny nie był przekonywający: ani przez chwilę nie uwierzyłam, że jego pogoń za kobietami rzeczywiście wynika z przekonania, iż w każdej kobiecie jest piękno i pasja, które da się rozbudzić (choć postulat, jakem kobieta przeczuwająca w sobie jedno i drugie, budzi moją aprobatę). Gdzieś w tym wszystkim czai się chłód, wyrachowanie i pustka mechanicznego rżnięcia. Nuda, zwłaszcza że rżnięcie pokazywane też jest w dość hollywoodzkim stylu, czyli na bazie sugestii w satynowej pościeli.
Następnie jednak obejrzałam Arizonę Dream. Przy którymś z moich wpisów weszliśmy z Aardem w spór na temat tego filmu. Zastrzegam więc, że nie będę nikogo przekonywać, że trzeba ten film obejrzeć. Zwyczajnie moim zdaniem warto. Fabularnie jest dość prosty: oto młody Alex (a jakże, Johnny Depp!) wplątuje się w podwójny romans z matką i córką, w tle jego kuzyn próbuje swoich sił w aktorstwie, zaś jego wuj po nieskutecznych namowach Alexa do przejęcia interesu sprzedaży cadillaców umiera. Z dodatkowych okoliczności przyrody mamy następujące: matka (Elaine) jest owładnięta manią latania, a Alex dla niej kontruuje kolejne latadła - przyznam, że tej sekwencji filmu i ja nie lubię, latadła jak latadła, chyba każdy kiedyś śnił o lataniu, ale Alex jest w niej niemęsko i nudziarsko uległy solidnie pieprzniętej Elaine. Dodam, że generalnie lubię pieprznięte baby, ale w Elaine jest jakaś dziewczynkowata histeria, która mnie drażni. Córka (Grace) jest mhroczna, ma chrypkę i skłonności samobójcze. Pierwsza próba jest cudownie groteskowa ze sceną wieszania się na pończochach, druga jednak to chyba najmocniejszy punkt filmu: oto trwa burza o smaku bałkańskim, czyli z wygarem i przytupem pod muzykę, umówmy się, że Bregovića, Grace zaś proponuje Alexowi rosyjską ruletkę. Trzecia... ech, nie będę wszak opowiadać całego filmu! Dodam, że świetny drugi plan stanowi kuzyn Paul z jego sceną z "Północ-Północny Zachód" Hitchcocka, która pojawia się w filmie podwójnie. Sporo w tym filmie emocji i napięcia, sporo drobiazgów o dość surrealistycznym posmaku (jeśli uprzemy się przy definiowaniu surrealizmu jako kreowaniu wizji z pogranicza snu i jawy).
I wreszcie - Czekolada. Film zaskakująco feministyczny i bardzo zmysłowy, a jednocześnie przecież opowiadający się jak bajka na dobranoc. Senne, konserwatywne miasteczko doznaje przebudzenia za sprawą miłej, ponętnej Vianne i jej omal magicznej mocy drzemiącej w czekoladzie (zdecydowanie nie jest to film dla kogoś na diecie, tak jak Szpro!). Jeden z niewielu filmów, gdzie pomyślny koniec nie budzi we mnie sprzeciwu, pewnie właśnie dlatego, że jest w nim ta ciepła baśniowość. Dodam, że Depp gra znów po warunkach (and I say nice one, brother!), ale bardzo fajną drugo- a może i wręcz trzecioplanową rolę gra tu Carrie-Ann Moss, co do której po uprzednim obejrzeniu jej w serii Matrixów, odetchnęłam z ulgą: potrafi czasem wyglądać nie jak sterylny android, lecz wcale interesująca kobieta.

7 komentarzy:

aard pisze...

Powinni Ci za to płacić. Serio.

Szprota pisze...

Jakby mi zaczęli płacić, to bym pewnie przestała to lubić :-P a serio: dlaczego? Bo mnie się wydaje, że nie dysponuję jednak przesadną wiedzą filmową, mam szalone zaległości w klasyce i kompletnie nie znam się na reżyserii. Opowiadam tylko, co myślę o danym filmie, a że ich sporo oglądam ostatnio, to i sporo myślę.

aard pisze...

Też tak mam... z tym co lubię robić.
A dlaczego powinni? Poczytaj "recencje" w CJG i sama sobie odpowiedz :)

Szprota pisze...

Myślę, że względem potrzeby dzielenia się myślami o tym, co nas aktualnie zajmuje nie znajdziemy pola do sporu. Ani do splendid isolation.
A co do CJG, to nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam je w ręku. Chyba jeszcze na telemarketingu, a i to głównie ostatnią stronę z konkursem SMSowym.

Madzioszek pisze...

Szpro, będziesz oglądać Benny i Joon?
Film świetny, wzruszający i prawdziwy. A niedoceniony.
Jeden z tych do których chętnie wracam.
Gra aktorska Deepa w tym filmie pozwala mi głośno powiedzieć, że jest on rzeczywiście bardzo dobrym aktorem.

Szprota pisze...

Właśnie ściągam. Znalazłam jednego gościa, który ma absolutnie wszystkie filmy, które chciałam obejrzeć :)

Szprota pisze...

No więc obejrzałam. Zadziwiające, że tak mało znany, bo faktycznie Johnny jako Sam z image'em Bustona Keatona jest znakomity, a i reszta nie od macochy - łącznie ze ścieżką dźwiękową.
No i scenę z balonikiem zaliczam do jednych z najlepszych scen miłosnych ever seen.