9.4.09

Nosowska



Tak, dobrze słyszycie mimo kompresji: jest przesterowana. Moim zdaniem w cenie biletu powinien być jednak przynajmniej jeden dobry akustyk i sensowny sprzęt.
Względem samej Nosowskiej w tym projekcie mam mieszane uczucia. Był moment podczas koncertu, gdy któryś z kolei kawałek zaczynał się tak samo, tzn. "słyszeliśmy, że prawdziwych muzyków poznaje się po tym, że robią jassowo-transowy burdel na początku utworu". No ale ja jestem zboczona rokendrolówa i dla mnie taki przyczajony początek kawałka oznacza tylko tyle, że trzeba się mocno trzymać siedzenia, bo zaraz jak nie jebnie! Tymczasem tu jebnęło dosłownie w dwóch - trzech piosenkach, w reszcie z burdelu wyłaniała się jakaś melodyjka lub przekształcał się on w Warszawską Jesienną Przygodę Nagiego w Pokrzywach. Jednym słowem trochę przekombinowane. Kłóci mi się to z Kasią Nosowską jako że raczej kojarzyła mi się z minimalizmem muzycznym i za to ją też ceniłam.
Koncert jednakowoż oceniam na plus dla tych kilku jebnięć (czemu jednak wydaje mi się, że "Moje serce" fajniej zabrzmiałoby w konwencji ska, nie punkowej łupaniny?), dla mimo fuszerki akustyków niezłego wokalu Kasi, dla świetnej aranżacji "Kokainy" i dla przemiłego towarzystwa wiedźm, równie przerażonych jak ja chwiejnością ostatniego rzędu w sali Wytwórni.

Brak komentarzy: