8.12.08

Sabat

Sabaty są ostatnio u Miau (chociaż domagam się, by najbliższy był u mnie), na głębokich Kurczakach, gdyż skoro dysponuje ona apartamentem, popada w szał gościnności, napycha nas żarciem, herbatą, kawą i, oczywiście, manikurą. Zważywszy, że ZDiTowi niechcący zostawiło się bardzo sympatyczną linię 16, tworzącą bardziej łódzką i regionalną niż Łódzki Trup Regionalny strzałę północ-południe, jeżdżę chętnie. A gdy aura siąpiąca, a wichry porywiste, bez skrupułów wykorzystuję Breble, mieszkającą wszak zaledwie jakieś 4km ode mnie.
Wczorajszy sabat był z gościnnym występem Babeli snującej kompromitujące wspomnienia z dzieciństwa Miau i siejącej babą mak z Borysem. Ponieważ jednak dymiłyśmy, jak to w czasie sabatu, na potęgę posępnego czerepu, Babela manifestowała się raczej akustycznie za zamkniętymi drzwiami pokoju Boryska.
W obliczu niedoboru siedzeń pasujących wysokością do kuchennego blatu Miau drogą przekupstwa zgoniła Macieja z najbardziej dopasowanego rzeczonym wymiarem pufa stojącego przy PC-cie i skupiła się na ogryzionych skórkach Breble. Maciej zasiadł na kanapie, boleśnie oddalony od kompa i gier, zeszklił wejrzenie i zawisł nim w przestrzeni, popadłszy w głębokie milczenie, a być może nawet i refleksję. Stan milczenia nie był wprawdzie drastycznie różny od stanu normalnego objawianego przez Macieja, jako że jednak był zmuszony przebywać w bezpośredniej bliskości naszych bujnych osobowości, zaczęłam naprędce kombinować, czym by go zająć, by nie stanowił sobą wyrzutu sumienia. Nudził się bowiem ewidentnie, aż żal było patrzeć. Błysk geniuszu kazał mi go zagadnąć o kości k6 w ilości sztuk pięciu, po zadziwiająco energicznych poszukiwaniach w czeluściach apartamentu odnaleziono taką ilość i nagle okazało się, że Maciej mówi, nieźle się bawi i ma wcale przyzwoitego farta w kościach. Bank jednokowoż rozbiła Mag.gie, wygrywając dwie z trzech rozgrywek tysiąca. Zasłaniała się potem szczęściem debiutanta. Jako doświadczona kościara donoszę, że zjawisko farta początkującego występuje w przyrodzie bardzo rzadko, tak samo zresztą jak stałe powodzenie czy stały pech w tej grze. Passa jest passa, przychodzi i odchodzi.

Ciężki tydzień rozpatrywania reklamacji za mną, pięciodniówka z sobotą włącznie przede mną. Dziś obudzono mnie zaledwie dwukrotnie, gdyż jakoś nikomu nie chciało się zerknąć do grafiku i sprawdzić, czy aby nie mam wolnego. A mam. Miałam nawet chytry plan uprzątnięcia sypialni, ale dzień jest jakiś dziwnie leniwy i senny mimo dwóch kaw, a ostatnie dwa za to były przedziwnie intensywne: wczoraj sabat, przedwczoraj zaś przyszedł człowiek od pieca.
Określenie "piec" jest nieprecyzyjne. Jest to bowiem gazowy przepływowy ogrzewacz wody, w skrócie i prawdopodobnie niepoprawnie zwany boilerem. Po napływie mamony za wyrównanie podwyżki i z reklam uznałam, że jest jej wystarczająco, by zainwestować w taki sprzęt, jako że dotychczasowy piec pamiętał czasy Gierka, wisiał na słowo honoru nieodpornej na kwasy rury, miewał secesyjne fanaberie i groził wybuchem bądź przynajmniej satysfakcjonującym potopem. Secesyjne fanaberie objawiały się tym, że co pewien czas któraś z jego części ogłaszała secesję i odrywała się od członu głównego. Fraza, dodam, nie moja, lecz Huann, stosowana w odniesieniu do łódzkich kamienic. Piecyk przypominał je wdziękiem, charakterem i nieprzewidywalnością.
Człowiek od pieca miał zacne, rumiane, wąsiaste oblicze, szczerze i rozwlekle zachwycał się kotami oraz smakiem herbaty i właściwie wszystko robił w statecznym tempie biesiadnika za stołem. Skądinąd przesympatyczny człowiek, ale po jakichś czterech godzinach chaotycznej dłubaniny ciut mnie zgniewał i musiałam mu uświadomić, że nie mam dla niego całego dnia, wobec czego dyscyplinujemy się i do roboty. Skończył po pięciu, zawiesiwszy piękną nową termę Neckara i podłączywszy mimochodem kuchenkę gazową odziedziczoną po rodzicach, stosunkowo nową (uprzednio używana przeze mnie również pochodziła z czasów małej stabilizacji). Podsumował tabelkę, wymienił kwotę, którą uiściłam z lekkim bólem (żegnajcie mi dziś, wiśniowe martensy) i wreszcie poszedł. Ja zaś, zażywszy pierwszej kąpieli w wodzie podgrzanej przez nowy sprzęt poszłam również, odbyć hermetyczny, bo wypełniony wspomnieniami o Pianie Złudzeń wieczór u H. z udziałem Moostanka i Natalki.

Brak komentarzy: