1.12.08

O zlocie i nie tylko

Zlot fanek Małgorzaty Musierowicz zawsze jest dla mnie wydarzeniem, nawet jeśli w trakcie zlotu twórczość autorki jest traktowana marginalnie - no bo przecież na forum przewałkowało się już wszystko, nawet z tej najnowszej powieści.
Najświetniej jest wtedy, gdy schodzimy się na dworcu, kilka słabo sobie znanych lub zupełnie obcych bab w różnym wieku i zaczynamy z sobą rozmawiać tak, jakbyśmy znały się od dawna i dobrze. Oczywiście, to i owo na forum choćby się nie wiem, jak uważało, zawsze się o sobie napisze, na zamkniętej fejsbukowej grupie nawet jeszcze bardziej, niemniej sam fakt, jak uważnie się czytamy, daje pojęcie, jak bardzo uważne i wrażliwe są to osoby.
Tym razem zlot był w Łodzi. Myślałam: zawiodę je na Księży Młyn. Albo do filmówki. Jednak wszystkim udało się zdążyć dopiero na tramwaj przyjeżdżający o 16:51, więc przegoniłyśmy je tylko do Manufaktury, najpierw na pierogi, a potem na czekoladę. A potem długie nocne rozmowy u mnie przy herbacie. Złamałam też zasadę i pozwoliłam dziewczynom wypić u mnie po Redd'sie (ogólnie nie pozwalam wprowadzać do mnie do domu alko, ale uznałam, że zagrożenie jest stosunkowo niewielkie, a tłumaczenie, czemu proszę nie wnosić piwa, jakoś nieszczególnie mi tym razem wchodziło). Kotangens obdarzył dziewczęta łaskami baranków w policzek, a Kota pyskowała na nie ochryple.
Nie wiem, czy jestem uprzejmą i gościnną panią domu, ale na pewno się starałam. Wiem też jednak, że nie nadaję się do mieszkania z kimś: cholernie spinała mnie świadomość, że ktoś jest w drugim pomieszczeniu, że wejście tam może mu przeszkadzać, że może nie palić światła albo nie otwierać okna... Tłumaczę sobie jednak, że być może jednak zależy, kto jest w tym drugim pomieszczeniu i jeśli ktoś kochany, to tak nie spina.
Ewentualnie jestem nieuleczalną starą panną ze swoimi staropanieńskimi nawykami (i czarnymi kotami). I chuj :P

W pracy sześć nowych osób. Miniek wyciął numer stulecia i nie przyszedł. Chcę wierzyć, że naprawdę nie mógł. Cudowny zatem rozgardiasz, młodzi nie wiedzieli, jak, przed dłuższy czas nie mieli także co. Robić, znaczy. Ja do tego oddelegowana do back-upu reklamacji i rzecz to pewna, że jutro Pierdolca do roboty nie biorę, gdyż czyni mi nader zbędny przy i tak przesadnie twórczym chaosie dystrakt.
Niemniej jestem przeszczęśliwa, że wstaję o 7:30, nie o piątej piętnaście i mam jeszcze calutki wieczór wolny! I jeszcze nawet mogę poświęcić godzinę na stanie w kolejce na poczcie (bo listonosz od dźwigania bąbelkowej koperty dostałby wszak ruptury) i odebrać inferno midnight, które leży znakomicie.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Jednak mysle, ze osobniki zadomowione nie spinaja jednak, na poczatku troszeczke, ale to szybko przechodzi. Obcy w domu, to obcy w domu, na szczescie mam pokoj goscinny bardzo na uboczu i staje sie dla mnie terrytorium eksterrytorialnym na czas wizyt (bardzo milych skad innad).

Pozazdroscilam Ci Pierdolca i sie odwazylam zdecydowac spelnic marzenie, takie co je do dziecinstwa mialam. Moj Pierdolec bedzie mial 88 klawiszy i nieeeco wiekszy format ;) I nic sie nie przejmuje tymi, ktorzy twierdza, ze Pierdolec to juz midlife-crisis ;) ;)

A co do zlotu MM, to mam nadzieje, ze wkoncu sie uda.... Moze nawet Torun...

Szprota pisze...

Gosiu, albo Wawa. 20.12 :)