15.10.08

Się przejaśnia

Ponuroście mnie dopadły, bo to człowiek wstaje, a tu ciemno, gaśnie mi w piecyku świeca, więc prysznic ostatnio biorę z przerwami na wymknięcie się, zmokniętą, do kuchni, zażegnięcie płomyczka i powrót pod mile ciepłą strugę i takie różne drobiazgi, co niby nic, a skrzeczą. Chociażby koci żwir, jakiś byle jaki kupiony, który rozpuszczał się w nader drobny pył, będący absolutnie wszędzie, więc powrót do domu, zamiast polegać na zasiądnięciu po turecku z kawą przed kompem, zasadzał się na tańcu ze szczotą.
Ale to naprawdę drobiazgi i już się biorę w garść i nie labidzę.
Dziś przysłano mi nowy telefon służbowy - wybrałam sobie spośród gamy bodaj pięciu aparatów SE k660i. Wcale zgrabny i wytworny, w kolorze, z przeproszeniem, Wine on Black. Muszę jeszcze w wolnej chwili przetestować podłączywszy go jako modem, czy faktycznie wyciąga 3,6 Mb/s, w komórkowym gmailu na pewno wiadomości ładuje szybciutko i sprawnie. No i aparat chyba faktycznie lepszy.

Zaniepokojonego przyrostem gadżetów Rosomaka uspokajam, że telefon nie będzie mieć imienia :P

Przyszedł też do mnie mejl z undercover, że przesyłka jest despatched nareszcie. Uprzedziłam już naszą asystentkę, że może coś prywatnego do mnie przyjść, wyjaśniłam, z jakich przyczyn zamówiłam do pracy. Uprzedzę jeszcze ludków na portierni, by nie odesłali listonosza w razie czego.

Jeszcze tylko jutro, a pojutrze o 12:00 dajemy skowyt LOG OUT LOG OUT LOG OUT! i wsiadamy w pesę i jedziemy na Warszawę Zachodnią bratać się z rodzimą sekcją przy szwedzkim bufecie z takimż, mam nadzieję, kucharzem tudzież podczas gry w kręgle. Nigdy nie grałam w kręgle. Ale ja w ogóle pod względem gier zadzierzgujących więzi międzyludzkie jestem zacofana. W bilard też grać nie umiem, o brydżu wiem, że chyba trzeba przewidzieć ilość wziątek, w kierki biłam rekordy punktów karnych i częstości kupowania grzańca pod Małą Rawką. Jedynie w kościach się czuję znakomicie. Generalnie jednak preferuję klasyczną metodę słuchania i emanowania życzliwością celem zadzierzgnięcia rzeczonych więzi. Oczywiście pod warunkiem, że mi na nich zależy, a z tym ostatnio różnie bywa.
Spotkanko w Wawie będzie o tyle fajne, że te osoby, co się zna z mejli, podziękowań i zwrotek (zaraz wyjaśnię, co to za instytucje) wreszcie się pozna z twarzy i głosu - czuję się trochę jak przed spotkaniem forumowym. W sumie już mam pewne sympatie i pewne mniejsze sympatie, i zwłaszcza wobec tych drugich chętnie zweryfikuję, gdyż z doświadczenia wiem, że jak mnie ktoś z początku drażni, to, że zrymuję, może to być początek pięknej przyjaźni.
Co do podziękowań i zwrotek. Podziękowania to, jak nietrudno się domyślić, te e-maile klientów, które zawierają podziękowania dla konsultanta - za udzielenie kompletnych informacji, rozwiązanie problemu, czasem też są to jakieś "dziękuję, ale nie o to mi chodziło". Przyjętym jest zwyczajem, że gdy się człowiek natknie na takiego wdzięcznego klienta, wysyła numer sprawy, pod którą jest ów mejl zaindeksowany do obdarzanego wdzięcznością konsultanta, z DW do jego przełożonego. Ciułamy takie podziękowania, ja mam osobną, elegancką tabelkę w excelu, w tym półroczu uskładałam ich 60. Jest to brane pod uwagę przy półrocznej ocenie, ewentualnych awansach czy podwyżkach.
Zwrotki to coś przeciwnego: konsultant nawalił, udzielił niepoprawnej lub niekompletnej informacji, nie rozwiązał problemu klienta, choć mieściło się to w jego kompetencjach i zirytowany klient pisze jeszcze raz. To oczywiście też się liczy w cyklicznej ocenie pracownika, unikamy tego jak ognia i niekiedy miewamy satysfakcję wyłapując błąd u kogoś z Wawy, zwłaszcza jeśli jest to osoba, która sama wyłapała naszą zwrotkę. Mamy taką jedną dziewuszkę... Powstała o niej teoria, że nie rozpatruje spraw, tylko poluje na błędy. Mnie się od niej zwrotki dostać nie udało, co nie oznacza, że nie próbowała :D To oczywiście wprowadza trochę chorą atmosferę, ale też jest tak, że wobec osoby, od której dostaję regularne podziękowania, jakoś mi łatwiej przymknąć oko na jakąś niedoróbkę niż wobec takiej, która co jakiś czas próbuje wyłapać jakiś mój błąd i choć jej się nie udaje, muszę się zdrowo napocić, by udowodnić swoją rację. W sumie piszę rzeczy oczywiste. Dodam tylko, że właśnie najchętniej tę dziewuszkę od zwrotek poznam face to face. Może ją spacyfikuję i przestanie zwracać?

Jutro sabacisko, sabat, sabatunio. U Miau. Pazury skrócone, bo do kręgli ponoć nie warto mieć długich. Będzie sałateczka. Będą pogaduchy. Może nowa Rubbie, przyduża na Kotbert. Będzie pysznie.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

No to, skorom wywołan do tablicy, słówko o brydżu. Brydż się nie nadaje do zadzierzgania więzi. Brydż się za to doskonale nadaje do zrażania się do ludzi i ludzi do siebie. Oraz nieźle się nadaje do znienawidzenia kogoś na resztę życia. Trzeba być baaaardzo dobrym kumplem i wysoko cenić przyjaźń, żeby brydżowi nie udało się jej zniszczyć :)

A mimo to warto grać w brydża - dostarcza rozrywek absolutnie wysublimowanych oraz potrafi zapewnić przeogromne pragnienie splendid isolation :p

Darth Sida pisze...

Sintaprawda, Aardu! Ja raz grałem z trzema dziadkami i się pokłóciłem.

Anonimowy pisze...

ujdzie telefonik. choć jak dla mnie to musi być szyba z przodu i dotyk. ale to też jest miłe całkiem chyba. choć w ręku nie miałem takowego, tylko podobne. bo ja już tylko takie z szybą a pod szybą windows...

Szprota pisze...

Laboga, Ajmak!
Miły, choć aparat słaby - żeby chociaż cyber shot. No i hsdpa w porządku, 3,6 Mbps nie wyciągnął, ale jednego mega dał radę. Niemniej zgrabne, nieduże cacko, minimalnie gorzej wykonane niż w850i.