9.5.09

Nocny 2:30 i Narraganset

Nocne. Autobusy nocne w Łodzi kilka lat temu przeszły rewolucję, którą powitałam z pewnym niesmakiem.
Wcześniej miałam w swoim kierunku trzy. Wyjście na przystanek po północy wiązało się z co najwyżej kwadransem czekania, więc sobie wracałam po szprotkaniach do domu właściwie nie zauważając różnicy w godzinie.

Aktualnie również mam trzy, ale wszystkie nocne odjeżdżają ze specjalnej strefy przystankowej o pełnych godzinach i o wpół do. Z jednej strony wygodne, bo człowiek nie musi się specjalnie koncentrować na porze odjazdu autobusu (dla mnie i wcześniej to nie stanowiło problemu, ale z niechęcią uznaję fakt, że w tym mieście mieszkają inni ludzie w innych dzielnicach z gorszym dojazdem). Z drugiej strony, nie lubię tego postoju przy strefie przystankowej. Jak się nie zdąży, trzeba czekać ponad 20 minut. I się człowiek niecierpliwi. Tworzą się grupy, mniej lub bardziej znietrzeźwionych i tak mi chodzi po głowie, że w atmosferze tego nerwowego wyczekiwania na autobus, przy rozluźnionych alkoholem nerwach jakby łatwiej o awanturę. Na porządną nadziałam się szczęśliwie tylko raz, rok temu.

Wczoraj - spotkanie z czterema Ewkami, z których w zazębiających się zbiorach dwie, z którymi byłam na studiach i dwie, które są parą. Była jeszcze Kasia. Nie wiedzieć czemu nie miałyśmy problemów ze spamiętaniem swoich imion. Po początkowych plotach w pizzerii Ewy postanowiłyśmy ruszyć do Narragansetu.

Narra jest klubem, o którym mówi się podekscytowanym szeptem (choć mam wrażenie, że w mniejszym stopniu niż kilka lat temu), że tam...! przychodzą geje...! Knajpka wobec powyższego ma egzotyczną otoczkę w klimacie ogrodu zoologicznego. Zważywszy stojącą na parkiecie klatkę, ma to nawet swój sens.
Szprot wychodzi z założenia, że jak się było w Amsterdamie podczas Gay Games, to widok takiej czy innej pary nieszczególnie szokuje. Nigdy nie zapomnę pierwszego wieczoru w Amsterdamie: wysiadamy z busa, obok nas klasycznym chmielewskim świńskim truchtem przelatuje trzymając się za ręce kilkanaście męskich par - obejrzałam się za pierwszymi dwoma - po chwili podchodzi do nas osobnik tureckiej proweniencji, pytając teatralnym szeptem "hashi, hashi? cocaine?", a jeszcze w chwilę później w przeciwnym kierunku przedefilowuje obok nas parada bosych transseksualistów...
Poza tym znam Ewkę, znam jej przyjaciół, jak to kiedyś jeden z nich określił, z orkiestry i już dawno doszłam do wniosku, że jedną z głupszych rzeczy, jaką ludzie robią, jest ocenianie kogokolwiek po zwyczajach w wyrku. Na chwilę obecną interesuje mnie to jedynie wtedy, gdy wobec takiej osoby sama mam wyrkowe plany.

No to poszłyśmy do Narra. Głośno. Muzyka Eskowa. Przyjemnie luźno na parkiecie, pary przeróżne, także mieszane. Swobodna atmosfera, jakoś łatwiej się podłączyć do tańczących bez wrażenia wcinania się między wódkę a zakąskę. Generalnie do tańca klub rewelacyjny, do pogadania niekoniecznie, nie wiem, jak z cenami. W każdym razie obmacujących się radośnie gejów nie było, nie było również przystawiających się lesbijek w typie butch ani orgii z elementami ukarminowanych sutków i skórzanych kozaczków. Nici z egzotyki jednym słowem! Ale za to sobie potańczyłam i twardo zapowiedziałam, że się piszę na powtórkę.

3 komentarze:

Miau pisze...

Jeśli muzyka eskowa,to idę.

czy wydra wygra? pisze...

U nas też zrobili rewolucję autobusową jakiś czas temu. Dla mnie różnica jest taka, że w nocy muszę jechać do miejsca, z którego startują (Centralny), bo inaczej często bardziej mi się opłaca wyruszyć z buta.

Szprota pisze...

Na Centralnym dwukrotnie czekałam na autobus, za każdym razem w kierunku Służewca. Skądinąd nie przepadam za przystankiem na Bokserskiej, bo jest na żądanie i raz go przegapiłam i musiałam się wracać spod wyścigów. Ma jednak tę zaletę, że są tam ławeczki, więc sobie człowiek usiądzie lub wręcz, jak to uczynił kiedyś b00g13, złoży strudzoną głowę na współczujące łono.