...przedmiotów codziennego użytku, gdyż nie sposób opędzić się od myśli, że wiodą własne, bogate wewnętrznie życie. Mamy na składzie Ewkowego Kubusia (laptop), Mag.giAardową Głodzię (lodówka), Huańskiego Ryjka (aparat), Rowerzycę i jakoś-nazwaną-pralkę (Progresywny Psychofolk?), Miauową Teodorę (kurtka) tudzież mojego Maksyma (rower) i Polikarpa (kubeczek trzymający ciepło).
Intensywne dni. Bez Maksyma, bo zimie się przypomniało. Bez kiera w pracy, bo się urlopuje zalegle. Z zadzierzgiwaniem więzów z sekcją reklamacji i zarobieniem 70 zł w godzinę za gadanie o tabletkach musujących. Z obfotografowaniem rozpieprzonej Zachodniej i spędzeniem całego dnia w Manu.
Coś czuję, że w rewanżu Mag.gie zaprosi do mnie. Na sabacik w sobotę. Potwierdzimy jeszcze.
9 komentarzy:
Co można takiego powiedzieć o tabletkach musujących, tak żeby starczyło tematu na całą godzinę?!
Badacz rynku, jak ślimak, wysuwa czułki we wszystkich stronach i je potem zgłębia. Generalnie gadałyśmy o sposobach na złe samopoczucie i o tym, że wkrótce wejdzie na rynek preparat z jodem.
Kilka lat temu czytałem, że całkiem spory odsetek Amerykanów nadaje imiona przedmiotom, które ich otaczają. Jest to spowodowane tym, że relacje między ludźmi są coraz słabsze. Przedmiot ma zastąpić człowieka. Nadając mu imię sprawiamy, że staje się on nam bliższy.
Coś w tym jest. Namiastka bliskości.
Demetriusz. Mój aparat jest Demetriusz, nie Wespazjan.
A ja miałam kwiatka Jose Armando, ale koty go zjadły.
Jeśli sabacik jutro, to beze mnie:-(
Nie można dziś? Rotfl.
Ni ma sabaciku. Mag.gie połamało, wy nie dałyście glosu na tak, mnie jutro czeka żegnanie H. i sprzątanie chalupy. Moze w przyszłym tygodniu.
Nie no, tylko kalkulator nazywam kargulkiem, ale to raczej imię nie jest...
Prześlij komentarz