Jak w większości dużych firm, tak i w mojej jest honorowana instytucja urlopów na żądanie, które ludzie wiedzący o pracy zmianowej lub równoważnej tyle, że istnieje i nie chcą mieć z nią nic wspólnego zwą kacowym, a ludzie normalni - uenżetami. Po zeszłym, dość intensywnym ze względu na szkolenia tudzież wizyty u Natalii i Luc'a tygodni sobotni dyżur sobie darowałam, biorąc nań rzeczonego uenżeta.
Tu jeszcze słowo wyjaśnienia, że Michał najczęściej układa nam grafik tak, iż następujący po roboczej sobocie poniedziałek mamy wolny. Zatem w poniedziałek, ten miniony, onegdaj, do pracy nie poszłam, pławiąc się w mniemaniu, iż mam go za sobotę.
Tymczasem mniej więcej w połowie dnia koleżanka Ewunia uświadomiła mnie, że za tę sobotę wolny miałam poniedziałek poprzedni, 19.01, kiedy to szkoliłam w CCD.
Przegapienie dnia wolnego wyniknęło z kilku przyczyn:
1. primo, przy układaniu grafiku szkoleń kierowałam się zasadą: ja w CCD, Monia w CCB (bo ja akurat mam ciut bliżej do tamtej lokalizacji, a Monia dużo bliżej do tej).
2. secundo, dałam swoim myślom wpaść w rutynę i zwieść się schematowi robocza sobota - następujący po niej poniedziałek wolny, a tu tymczasem poprzedzający. Takie małe dzierżbór niezłe wyłamanko w murze przyzwyczajeń grafikowych.
3. tertio, z różnych przyczyn, głównie emocjonalnych byłam w owym czasie rozchwiana i rozkojarzona i zamiast dopilnować własnego tyłka, użyczyłam go bez mydła i przyjemności fizycznej.
Nie wiem, z czego to wynika, ale nie dało się ustawić w ewidencji czasu pracy tak, by ten przepracowany na nielegalu poniedziałek odebrać sobie w ten przeleniuchowany. Zamiast tego na przeleniuchowany musiałam wziąć (już trzeciego!) uenżeta, a odbiór dnia wolnego z 19.01 następuje jutro. Co jest o tyle sprzyjającą okolicznością, że jutro powinna się pojawić wypłata, a mam chytry plan ściśle związany z salonem Vision Express.
Reszta urlopu już nie tak zabałaganiona: w lutym idę sobie na kilka dni (bo i tak miałam parę dni zaległych do zużycia do końca marca), a potem, jeśli wszystko dobrze pójdzie, w lipcu - nie wiem, czy Hiszpania wypali, ale może chociaż parę dni w Gdyni.
3 komentarze:
Gdynia, Gdynia, Gdynia!
A gdzie Bln????
A jeszcze nie wiem...
Prześlij komentarz