Sylwestra lubię. Jest okazja do imprezy, wystrojenia się; poza tym mam słabość do przełomowych dat, nawet jeśli są tak umowne. Najczęściej mimo przygotowań nie mam jakichś sprecyzowanych nadziei i oczekiwań co do owej sylwestrowej imprezy i dzięki temu zazwyczaj nieźle się bawię. Ale ja się dobrze bawię zarówno tańcząc i rycząc na koncercie (skądinąd dawno nie byłam i warto to nadrobić), jak i siedząc w kącie i gapiąc się na ludzi. Formy pośrednie równie mile widziane.
A potem następuje ten pierwszy dzień nowego roku, w który pod dyktando mass mediów powinno się wchodzić z nadzieją, radością, z postanowieniami (te nawet poczyniłam) i ogólnie dziarsko i bojowo.
A mnie on, dużo bardziej niż schyłek poprzedniego roku, nastraja do podsumowań, wyciągania wniosków i uświadamiania sobie sukcesów tudzież porażek. Tym razem saldo jest takie sobie, jakoś mnie mimo przekonania o słuszności pewnej decyzji nieco gniecie związana z nią rzeczywistość i jak nigdy mam szaloną ochotę się od niej odciąć na amen. Od rzeczywistości znaczy, nie decyzji. Właściwie to od przeszłości.
Może po prostu przeczekać, przeczekać trzeba mi, a jutro znów pójdę nad rzekę?
2 komentarze:
Polecam Madagaskar 2. Nie żartuję. Miałam na początku roku małe zetknięcie z własną śmiercią, jakby nagle stanęła mi przed oczami. Wrócił stary strach,ze umrę na raka i to niedługo. To pewnie dlatego że sporo ludzi w mojej rodzinie na niego chorowało i umarło(a teraz się zaczyna prawa spadkowa ojca,który umarł na chłonniaka). Widziałam swoją twarz w lustrze i było na niej napisane przerażenie.
Ten film dał mi nadzieję. Nie pytaj w jaki sposób, bo zdradziłabym treść filmu. Ale warto spojrzeć na beznadziejność z dystansem i walczyć do końca.
Lavinko, dziękuję. Nie jest to wprawdzie kwestia braku nadziei i braku motywacji do walki. Może raczej braku złudzeń co do siebie i kilkorga bliskich.
A Madagaskar 2 pewnie obejrzę, chociaż te gadające zantropomorfizowane zwierzaki ciut mi się już przejadły.
Prześlij komentarz