Ale bo ostatnio raczej nie przytrafia mi się nic, co chciałabym komentować. W każdym razie - szerszej publiczności. Jest praca. Lubię. Dobrze się czuję w reklamacjach, dobre mam relacje z kierownikiem (rzadkość), zaczęło mnie trochę omijać to, co jest udziałem konsultantów ze słuchawek, czyli radosne pomysły managmentu - klasyczne, znane od lat "jak to zrobić, by zarobić, a się nie narobić". Od czasu do czasu jestem wyróżniana jakimś zadaniem specjalnym. Jednym słowem czuję się w robocie doceniana i póki co udaje mi się utrzymać pozory osoby zorganizowanej, uporządkowanej i zrównoważonej (pomijając lot na wysokość lamperii, jaki stał się udziałem kolegi Z. podczas dyskusji o nadwadze).
Są wiedźmy. Tu się nie ma co rozpisywać, trafiła mi się przyjaźń i wsparcie, których ze świecą szukać (zaś z widłami i tłumem rozjuszonych wieśniaków niekoniecznie) i cudowne jest właśnie to, że jedna poprze pełną piersią, druga wyszydzi, trzecia poprze drugą piersią, czwarta skomentuje w fantastycznie absurdalny pomysł, a piąta będzie głosem rozsądku i zwróci delikatnie uwagę na inny punkt widzenia. Domyślności pozostawiam, która co zrobi, role są z grubsza obsadzone :P
Jest żona. Jest jej SBMąż. Są wspólnie spędzane wieczory, z których ostatni, w Iron Horse'ie zaliczam w poczet udańszych i godnych powtórki.
Jest Bimbo dysząca na czacie, z którą mogę pogadać o pewnych sprawach najszczerzej.
Jest jeszcze dom i koty. I ostatnio literatura dotycząca łódzkiego getta.
No i kiedy tu pisać?!
3 komentarze:
Aleee masz jakieś-wsparcie? :p
Sądząc po komentarzach, to nie masz :p
Tym bardziej mi się nie chce pisać :P
Prześlij komentarz