Na fujzbuku, pośród miliona różnych aplikacji służących do obdarowywania bliskich i dalszych wirtualnemi prezentami, uściskami bądź skrytożerczymi ciosami balonami z wodą jest też aplikacyjka o wdzięcznej nazwie Pandora's Box. Jak łatwo można zgadnąć, znajduje się w niej, orientacyjnie rzecz biorąc, wszystko. Osobiście znalazłam Porche GT, odnotowano Szatana, Jima Morrisona, Hitlera, masę zwierzątek i łakoci, ja zaś znalazłam ostatnio brabonjaka i kompletnie nie wiem, jakie ma zastosowanie. Chwilowo ustalono, by stworzyć jego definicję w wikipedii w kategorii "acioto".
Durne to straszliwie, ale ma ładunek absurdu, wydatnie zwiększony moim umieszczeniem w tejże puszce Kotbert na magazynie.
Ponadto Breble i Mag.gie mają urlop, czego im okropnie zazdroszczę - Bre już wyjechała na hacjendę, Mag odwołała powtórkę z grilla i też jedzie nawiedzać germańskich oprawców. Wymogłam na niej, by przywiozła kawałek muru berlińskiego lub przynajmniej fragment dziecka z Dworca Zoo. Ja zaś odkryłam, że mam o dwa dni urlopu więcej niż myślałam (musi zwrócili mi za jakiś weekend) i głęboko dumam, co z tą oszałamiającą ilością czasu zrobić.
Równie oszałamiającą mam ilość pieniędzy ostatnio, masakrycznie przeciekają mi przez palce i uważam za głęboką niesprawiedliwość i dyskryminację, że wyprzedaż na Brastopie tudzież w Diversie (mają pożądane przeze mnie japonki) właśnie trwa. Stwierdzam, że jeśli ten proceder się powtórzy, absolutnie i nieodwołalnie przestanę być konsumentką. Przejdę na barter. No!
4 komentarze:
"brabonjak", Kochanie, to po prostu kozi bobek. Po serbsku. ^_^
I wszystko jasne :D
I co z nim w końcu zrobisz, Żono?
Przehandluję. Tylko jeszcze nie wiem, za co.
Prześlij komentarz