7.3.09

Zaś piątki kołyszą

Spotkanie z ludźmi z roku udane nad podziw: udało nam się flotą zjednoczonych sił ściągnąć gros naszej studenckiej paczki przesiadującej w Forum Fabricum, Rytmie, Mieszczańskiej, Balbinie i Olimpie oraz niekiedy na wykładach.

W zawodzie pracuje cała jedna dziewczyna i to też nie po specjalizacji: była wszak ze mną na pomocy społecznej i pracy socjalnej, a tymczasem teraz zajmuje się raczej metodologią, i to ilościową. Kolega Waluś siedział był w USA, teraz wrócił, by się rozejrzeć, czy to aby w kraju nie lepiej - on chyba najbardziej spoważniał, ale bo też pamiętamy go w glanach i fleyersie, a nie w czerwonej toyocie.
 Matic, mój eks, kręci i gra, czyli jest akustykiem i, oczywiście, gitarzystą - 21.03 wydaje z Prząśniczkami regularną, legalną płytę. Kolega Maniek imał się różnych zajęć, aż wylądował w korporacji w sekcji logistycznej. Cóż, socjologia daje raczej dobre ogólne wykształcenie niż ukierunkowuje na jakiś zawód.

Duża część wieczoru polegała na snuciu się po mieście w trójkę: ja, Efka i Maniek i szukaniu jakiejś czynnej knajpy. Konkurencję wygrał Camelot, chociaż i tam koło 2:00 zapowiedzieli, że bardzo proszą uwinąć się ze spijaniem coli, bo wkrótce zamykają. Podczas snucia słuchałyśmy z Efką zwierzeń Mańka, czyli było jak za starych dobrych czasów: Mariusz obsadzając swoje wypowiedzi w "właściwie", "znaczy się" i "jak gdyby" (chociaż, przyznaję, w mniejszym stopniu niż 10 lat temu) wyrzekał na te dziwne baby. Efka, która jest les, zapewniała go, że nie wszystkie i ona trafia raczej na normalne. Ja zaś przekonywałam Mańka, że te dziwne baby mają niekiedy prawo powyrzekać na tych dziwnych chłopów.
Szalenie udany wieczór, zakończony o 4:00 am. Była ulewa, ciepło, a w ogrodzie kląskał, romantycznie w chuj, jakiś przedwczesny słowik.
Zaś dziś się waham, czy się aby nie wybrać na Strachy na Lachy.

update okołonocny

A skoro już pytacie, jak koncert - to jest statek Piła Tango - to bardzo przyjemnie. Panowie zagrali z wykopem, wykrokiem oraz wygarem - czarna bandera - dobre nagłośnienie, fajna atmosfera, cudowna duchota i sporo miejsca do wygibu. Wybrałam się z Izą. Była Lea z Bartuchem - płynie statek Piła Tango - osobno Gray z Marjory (och, ci dwaj, Bartuch z Grayem, nie widziawszy się na oczy, wybitnie się nie lubią) a Mariusz przyszedł - tańczysz to teraz - z koleżanką. 
To jest statek Piła Tango, czarna bandera, kłaniaj się świrom, żyj nie umieraj...

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

a ja mam zupełnie inne odczucia. mimo że nagłośnienie świetne, to jednak pamiętam lepsze koncert Strachów. i dłuższe. i z większa energią. odnoszę wrażenie, że panowie zagrali na odwal się. albo że się wypalają. albo jedno i drugie
:*

Szprota pisze...

Ja nie mam skali porównawczej, się jakoś nigdy nie złożyło.
Wiem jednak z czasów bycia z Maticem, że nader często koncert wydaje się bez ikry, gdy zespół się nie słyszy.

Anonimowy pisze...

z tego, co zrozumiałam z rozmów szanownych muzyków, grało im się całkiem nieźle. a ponieważ mam porównanie to stwierdzam, że wyszli, odegrali (nie mówię, że nieprofesjonalnie, aczkolwiek bez przekonania), zeszli i dzisiaj się zepną na Warszawę. nawet po koncertach SNL widać, że LDZ to jakieś ogonki za Stolycą goni.

Szprota pisze...

Mnie się podobało w każdym razie i na pewno jeszcze się zjawię :)

Anonimowy pisze...

a jak odbierasz kolegę w białej koszulce, co wszem i wobec krzyczał: Afryka dzika?

Szprota pisze...

Mniej więcej tak samo, jak tę grupę nagich torsów szalejącą na najwyższym podeście i szturchających co i rusz Izę. Żeby to chociaż te torsy byli do oglądania...!