Tytuł z podwójnym sensem.
Dokładnie dziś, przed świątecznym weekendem, szlag mi trafił służbową kartę SIM. Nie doczytałam procedurnej procedury, która przewiduje taką sytuację i w związku z tym nie złożyłam odpowiedniego wniosku w odpowiednim systemie, nie dopilnowałam Mińka, by mi go zaakceptował, co za tym idzie, w sklepie firmowym nie załatwiłam dziś po pracy nic poza szczerymi życzeniami spokojnych świąt. I jestem bez służbowej komórki na święta, a może i dłużej. Gdyż Miniek ma wolne do drugiego stycznia. Po chwili niepokoju tą sytuacją uznałam, że w sumie nie ma tego złego: kto ma znać, ten mój prywatny numer zna, a na służbowy niech sobie przychodzą durne, rymowane, świąteczne SMSy i niech mnie ścigają kretyni z hotlajnu, którzy wierzą, że lenistwo w zakresie zapoznania się z procesem przepisania danych teleeadresowych usprawiedliwia trucie mi tyłka na minutę przed końcem pracy. O.
Był jeszcze drobny problem z uzupełnieniem konta na owej prywatnej komórce, ciśniętej nota bene gdzieś w kąt. Albowiem SMSy z jednorazowym hasłem do transakcji w mBanku przychodzą na telefon służbowy, zaś zepsuta karta SIM nijak nie była w stanie ich odebrać. Jednak, jak zawsze, flota zjednoczonych wiedźmich sił zaradziła i temu (dzięki, Kotbert, dzięki, Mag.gie!).
Drugie znaczenie jest o wiele smutniejsze: dziś w nocy zdechło się psicy rodziców. Niby się człowiek złościł, że szczekliwa i czasem podgryzajka bez powodu, ale jest bez niej cholernie pusto.
4 komentarze:
Chyba w święta brak służbowej komórki to jest pewna ulga raczej. No, chyba, że ktoś przez Ciebie zginie albo coś się zawali:]
Ach, nie, aż tak odpowiedzialnej pracy nie mam. Więc, jak najbardziej, ulga.
:-/
Ojej... A tak ładnie się zawsze witałyśmy... :(((
Prześlij komentarz