23.12.08

Wdech, wydech. Pięta, palce i do przodu.

O tym, co się ostatnio zadziało w moich prywatnościach, rozwodzić się nie będę. Nie uniknęłabym bowiem wynurzeń nie tylko o mnie, a winna jestem przynajmniej tę odrobinę lojalności. Dodam krótko, że z mojego punktu widzenia jest to porażka. Nie tylko moja, ale mimo to chyba najbardziej bolesna. Daję sobie czas na przepracowanie bólu i zrozumienie swoich błędów. Czy przyjdzie mi kiedyś je ponaprawiać - nie wiem i na tę chwilę wiedzieć nie chcę.

Tymczasem słucham namiętnie Skunk Anansie, zachwycona i muzyką, i tekstami, święta omijam myślą jako zło konieczne, które trzeba przetrwać, jak co roku oraz planuję w sobotę wyjazd do Torunia (rzecz jasna, na zlot fanek pewnej teraz już podpoznańskiej pisarki). I kilka miłych spotkań w tak zwanym międzyczasie.

W pracy znów kroją się zmiany, podobno konsultanci HL mają przejąć część obowiązków korespondencji, co napawa nas zrozumiałym lękiem. Miniek uspokaja, że prócz mejli, bo ten proces by obsługiwali, jest jeszcze mnóstwo innych spraw i sposobów, na jakie klienci piszą, więc chleba nam nie odbiorą. Niemniej tym bardziej gratuluję sobie ucieczki z HL, bo tu przynajmniej do roboty mam jedno: pisać! A na HLu musiałabym odbierać, sprzedawać i pisać. Trochę za dużo jak na jedną, mającą mocne postanowienie schudnięcia Szprotę (trochę tym postanowieniem chwieje pyszny sernik przyniesiony przez MamęPodziomka wczoraj. Ale przecież nie może on tak leżeć i się marnować, prawda?).

A do poduszki mam "Piekło pocztowe" Pratchetta. Nie jest dobrze, ale dam radę.

Brak komentarzy: