Nie napracowałam się w tym tygodniu przesadnie, ale świadomość, że nic nie muszę jest szalenie cenna. I to nie muszę do środy, gdyż w poniedziałek i wtorek mam dzierżbór max szkolonko!
Muszę jednak przyznać z radością, że przez tych kilka dni stęskniłam się za ludźmi z pracy. No fajni są!
Plan na dziś: opieprzam się do obiadu, który pewnie nastąpi koło 14:00 (czyli robię kontrolny przelot po ulubionych forach i blogach... niestety nie mam szprotokołu do wrzucenia). Następnie jadę do gazwybu na Sienkiewicza celem odebrania wczoraj wygranych biletów do kina do Polonii bądź Bałtyku na dowolny seans od dziś do czwartku (pewnie skończy się na seansie "Nie ma takiego numeru" w Polonii). Może zajrzę do Guanerii Ludzkiej, bo jakoś dawno nie snułam się po sklepach, a pogoda, odpukać, sprzyja. A potem wrócę do domu, wypiję dobrej herbaty, pojem słodkości (mam całkiem obiecujące orzechowo-czekoladowe batoniki) i trochę pogram, trochę poczytam i nic nie będę musiała. Oj lubię tak :)
update wieczorny
Wbrew ostrzeżeniom Lavinki (i mojej mamy też) nie było tak strasznie, chociaż tłum dziki a jasełkowy przeraźliwie. Jeszcze niecałe trzy tygodnie... Miałam imperatyw wewnętrzny zajrzenia do Rossmana po waciki. Kupiłam jeszcze parę innych drobiazgów celem zapewnienia sobie samopoczucia kobiety zadbanej, co osobny krem na dzień, a osobny na noc.
Przy gazwybie śmieszny ochroniarz.
-Pani do kogo?
-Po odbiór nagrody z Co Jest Grane.
-Łeee. myślałem, że po mnie...
-Tym razem pana nie wylosowałam.
(...i mam nadzieję, że nie wylosuję. Ale lubię takie pogaduchy)
Najdziksze tłumy były jednak nie w Galerii Łódzkiej, a w każdym razie nie tam dały się najbardziej we znaki. Niech już wybudują te torowiska i zainaugurują ten Łódzki Tramwaj Regionalny, bo też MPK jeździ jak chce, z dokładnością do półtorej doby. Osobiście nie lubię w ścisku mieć nosa wtulonego w watowany brzuch strasznego dziadunia, w uszach kretyńskich dzwonków w komórkach i ochrypłych kurew maci ogłaszanych głosami okołomutacyjnymi, przed oczami różnorodnych butów i reklamówek, a ogólnie jeszcze czuć zapach ich zawartości.
Survival.
5 komentarzy:
Wybieranie się o tej porze do Molocha handlowego to jednak sadomasochizm...
Może i tak. Ale mniejszy niż zerwanie się wcześniej niżbym chciała. W najgorszym razie wejdę, cofnie mnie od tłumu i wyjdę ;)
To tak nie działa. Tłum Cię wchłania i ciągnie gdzieś za sobą :)
Jakoś nie wchłonął :P
Może faktycznie tłum był gdzie indziej. W Warszavce najgorzej było w Arkadii i na Pradze(nie pamiętam nazwy). O dziwo w Złotych Lampasach(przy dw.centralnym) było luźniej, ale zapewne powodem były ceny :)
lavinka co zwiedziła to i owo w poszukiwaniu płaszcza a na koniec i tak kupiła coś ze straganu pod Pajacem(bo nie ma rozmiaru 44 tylko 38 a tylko takie były w centrach dostępne).
Prześlij komentarz