Witam,
W poniższym liście chciałabym zaprotestować przeciwko poglądom, jakim dali upust panowie Terlikowski i Pospieszalski i opublikowali na łamach Państwa gazety, szczególnie w felietonie "Gejowska ofensywa przyspiesza"
(http://www.rp.pl/artykul/
Moim celem jest podkreślenie, że wolność słowa kończy się tam, gdy uderza ona w godność drugiej istoty, o czym zdają się Państwo zapominać, a pan Pospieszalski chyba nigdy nie wiedział.
Gołym okiem widać, że po katolicku heteroseksualny, zapatrzony w patriarchat pan Pospieszalski jest przerażony faktem, że człowiek jest istotą seksualną, co więcej: że ze swojej seksualności może czerpać radość i spełnienie. Mogę domniemywać, że istnienie skali Kinseya to według pana Pospieszalskiego mit ustalony przez amerykańskich naukowców (prowadzonych na pasku, podobnie jak zwolennicy szczepionki przeciwko rakowi szyjki macicy, koncernów farmaceutycznych - zaskakuje mnie, że nie wmieszano do tego kotła jeszcze przemysłu pornograficznego).
Zadziwiające jest, jak bardzo pan Pospieszalski zrównuje oddzielenie seksu od prokreacji z rozpasaną, nieodpowiedzialną erotyką. Jak bardzo przez jego światopogląd przebija przekonanie, że jedynym sposobem, by ludzie uprawiali seks bez szkody dla siebie i innych jest strach: przed niechcianą ciążą (stąd sprzeciw wobec antykoncepcji), ujawnieniem zdrady (stąd postulat świętości małżeństwa jako związku kobiety z mężczyzną), zakażeniem (stąd protest wobec szczepieniom przeciw wirusowi raka szyjki macicy i znów antykoncepcji).
Cóż, żyjemy w kraju, gdzie seksowi generalnie towarzyszy atmosfera lęku, ukradkowości i nieprzyzwoitości. Tymczasem moim skromnym zdaniem zmysłowy, zdrowy człowiek będzie dążył w seksie do zapewnienia - sobie i tej drugiej osobie - poczucia spełnienia i bezpieczeństwa, bez potrzeby refleksji, co jest wbrew naturze, co jest wbrew kulturze, a co jest w zgodzie z tymi czy innymi normami.
Problem z internetem i dostępnością informacji jest taki, że da się przytoczyć absolutnie każdy wynik badań na absolutnie wszystko. Jeśli pan Pospieszalski stwierdzi, że dążenie do legalizacji związków jednopłciowych to wynik rewolucji seksualnej z 1968 i drzewiej tak nie bywało, zapewne znajdzie na to multum potwierdzeń w google, tak jak ja znajdę równie dużo informacji o legalności takich związków w zamierzchłych i obecnych kulturach, a nawet, celem uprzedzenia argumentu o prawach natury, informację o jednopłciowych stadach wśród ssaków. Tak samo będzie z wiekiem inicjacji seksualnej (niezmiennym mimo upowszechnienia antykoncepcji), tak samo będzie ze śmiertelnością chorych na powoływanego przeze mnie raka.
U podstawy argumentacji Pospieszalskiego z artykułu o gejowskiej ofensywie leży jeszcze jedno przekonanie i zastanawiam się, co takiego jest w naszej kulturze, że jest ono tak mocno zakorzenione: mianowicie, że choroba jest karą. Podobnej argumentacji użyła jakiś czas temu Nelly Rokita sprzeciwiając się metodzie in vitro (kobiety bezpłodne same są winne swojej bezpłodności). Skąd się to bierze? Z jakiejś ludzkiej potrzeby, że musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie i że skoro spada na nas choroba, to musi mieć swoją pozamedyczną przyczynę? Że można było jej uniknąć, ale człowiek nagrzeszył i teraz ma za swoje? Z jakiegoś lgnięcia do liniowego, prostolinijnego myślenia, bo rzeczywistość jest zbyt skomplikowana i trzeba ją sobie wektorowo uprościć?
Na końcu mam pytanie do młodszych członków redakcji lub ich dzieci. Mieliście kiedyś do czynienia z grami strategicznymi? Zdarzyło mi się kiedyś rozgrywać w jednej z nich bitwę, kilkukrotnie tę samą, bo nie mogłam się pogodzić z porażką, mimo że siły wroga były mocno przeważające. Ustawiałam swoją armię tak i siak. Chroniłam artylerię . Planowałam odpowiedni moment na atak lotnictwa. I za każdym razem - porażka. Razu jednego jednak wygrałam. W tej grze prócz strategii człowiek versus komputer były bowiem elementy losowe (wysokie morale armii sprawiało, że atakowała ponownie nie czekając na ruch przeciwnika, a duży współczynnik szczęścia zezwalał na zadawanie większych strat). W tej jednej jedynej rozgrywce oba te losowe elementy przesądziły o jej wyniku.
I taki oto element przypadku może zadecydować: o wyniku bitwy, o zapadnięciu na daną chorobę, o orientacji seksualnej. W żadnej z tych sytuacji nie jest to wybór ani konsekwencja wcześniejszych czynów. W związku z powyższym proszę przyjąć mój sprzeciw wobec szerzenia poglądów umacniających przekonanie o tym, że orientacja seksualna lub choroba jest wyborem podlegającym jakiejkolwiek moralnej ocenie.
4 komentarze:
Brawo brawo! Swietnie sie wyrazilas, podziwiam skladnosc i klarownosc wypowiedzi.
Jak malo takiej kultury i logiki w wypowiedziach polskich felietonistow, politykow czy innych samozwanczych moralistow.. ach..
pi-es: co to za gra? tez chce popykac :)
Mnie w tej wypowiedzi pana Pospieszalskiego (i wielu innych szerzycieli podobnych do jego tez), że seks traktowany jest przez nich wyjątkowo przedmiotowo (sic!), jako narzędzie prokreacji. A przecież to jest, jak i inne pieszczoty, też wyraz miłości, uczuć, że jest to coś, co te uczucia otacza i cementuje - zastanawia mnie to, że ten aspekt jest przez nich całkowicie pomijany. Podobnie odbierane jest małżeństwo - jestem w stanie zrozumieć, że dla kogoś małżeństwo może być symbolem całkowitego oddania się drugiej osobie, więc czemu osoby, które kochają osobę tej samej płci nie moga mieć możliwości okazywania sobie uczuć właśnie w ten sposób, poprzez uprawianie seksu (kiedy to oddajemy się również w pełni drugiej osobie, jesteśmy w stosunku do niej całkowicie bezbronni, poznajemy ją) lub składanie sobie przysięgi małżeńskiej.
Przeraża mnie czasami to uprzedmiotowienie seksu w naukach kościoła katolickiego, stąd niedaleka już droga do zakazu całowania, bo czemuż to ma służyć w końcu - dzieci z tego nie ma, tylko podniecenie wzrasta. A gdzie miejsce na bliskość, także cielesną, która nieodłącznie powiązana jest z bliskością duchową i uczuciową?
Gra to Heroes of Might and Magic, droga Bimbo :)
Breble: good point i pełna zgoda z Twoim punktem widzenia.
Pięknie napisałaś Szpro.
Artykuł potwierdza tylko moje zdanie o polskiej moralności. Bardzo smuci mnie to, że jedna z największych gazet w Polsce opublikowała artykuł z tak bzudrnymi argumentami. Tak jakbyśmy nie pamiętali o dokonaniach naszych przodków, o walce o wolność i równość. Smutne. I przerażające.
Prześlij komentarz