Aard ma taki opis na gadzie z dopiskiem, że to moje, a ja zachodzę w głowę, w jakich okolicznościach wygłosiłam tę diamentową myśl.
Tytuł zupełnie bez związku. Równie dobrze mogłabym dać tytuł "zimny powiew negatywa" lub "Rek57 strikes back".
Negatyw to decyzja sekcji reklamacji, nieuznane roszczenia klienta. Tekst ukuty przez naszą część boksu (team bowiem wyraźnie się podzielił na boks lewy i prawy, my, patrząc od wejścia na halę, stanowimy boks lewy) jako motto. Lubimy dawać negatywy, bo są proste, nie trzeba nic przeliczać i pismo tworzy się dużo szybciej niż w przypadku przyjaznej (polityki), gdzie roszczenia klienta są również niezasadne i trzeba mu to udowodnić, ale jednostkową decyzją się je uznaje, więc się wystawia faktury korygujące, liczy na palcach wyrównania, przelicza złotówki na minuty i ogólnie jest z tego pieprzenia więcej potu i straty kalorii niż przyjemności. Nic dziwnego zatem, że gdy zasięgamy konsultacji i dowiadujemy się, że jednak trzeba do klienta ze współczuciem, wracając na miejsce warczymy: -Kurwa...! Przyjazna...!
Można jeszcze wydać z siebie pozytywa, czyli przyznać z żalem, że klient ma rację, uznać jego roszczenia i grzecznie przepraszając za błąd jakoś go zrekompensować.
Rek57 to nazwa naszych dwóch zespołów; ten starszy, powstały w lutym zeszłego roku wraz z byłą już łódzką korespondencją to zespół piąty, my zaś jesteśmy zespołem siódmym. Piątka nas bardzo wspiera, trzyma za ręce i powtarza, że nie będzie bolało.
Chyba najbardziej w tym całym, coraz bardziej przyjemnym zamieszaniu żal mi Mińka. My w większości mieliśmy już do czynienia - fakt, że raczej z tymi prostszymi, ale jednak - reklamacjami, back-upujemy je wszak od października. Miniek o tyle, że jego dziewczę jest od grudnia w tej sekcji. Niemniej sam nie miał okazji ich rozpatrywać, a proces tworzenia pisma różni się od tego w korespondencji. Tu już nie ma żartów i trzeba mieć świadomość, że kolejnym krokiem jest sąd lub UKE i w tych instytucjach klient może się naszym pismem posłużyć. Musi więc nadrobić ogrom wiedzy, a przy tym nadal pilnować nas (bo niektórzy już wyłapali, że nie jest kierownikiem kontrolującym i to wykorzystują), mieć pieczę nad grafikiem, nad naszymi uprawnieniami do systemów i urlopami.
Nie zamieniłabym się z nim, szczerze mówiąc.
Dziś jeszcze mieliśmy szkolenie i czas na to, by doprowadzić do porządku swoje dokumenty oraz outlooka. Od jutra pełną parą. Nie boję się, mamy kwartał okresu ochronnego, to wystarczający czas, by złapać rytm tych dziesięciu pism na dzień i zgromadzić odpowiednią liczbę szablonów. No i w sumie to ostatnio już mnie ogarniało jakieś znużenie, poczucie marazmu i stagnacji, więc dobrze, że pojawiła się ta zmiana.
8 komentarzy:
Kiedyś, dawno mi SMSem przysłałaś. A dziś puszczali Flojdów w radiu. Co prawda u Ciebie stało "dick", ale moja modyfikacja na "prick" jest bliższa brzmieniem oryginałowi, co przy niezmienionym znaczeniu, czyni ją lepszą.
Masz rację, prick brzmi lepiej. Pewnie wtedy nie znałam tego słowa.
We don't need no contraception
We don't need no birth control
Loudly orgasm in the classroom.
Teacher, leave those kids alone.
Hey, teacher, leave those kids alone!
All in all its just another prick in the hole.
All in all youre just another prick in the hall.
No śliczności. Nagraj mi to i prześlij, ustawię sobie jako dzwonek ;D
Chętynie, ale musiałbym skombinpować wersję karauche. Poszukam...
jeśli to nie kłopot to poszukaj :)
Na oggole nie ma. Może uda mi się skombinować od znajomego didżeja-karauchowca...
Notabebe:
Ian Anderson, hijo de la fluta, kiedy bywał na żywo, to zamiast śpiewać "Thick as a Brick" jak mu tytuł przykazał, zawieszał głos po "Thick as a..." i gręchotał.
Prześlij komentarz