Zespół Aspergera
Zaburzenie to obejmuje przede wszystkim upośledzenie umiejętności społecznych, trudności w akceptowaniu zmian, ograniczoną elastyczność myślenia przy braku upośledzenia umysłowego oraz szczególnie pochłaniające, obsesyjne zainteresowania, natomiast rozwój mowy oraz rozwój poznawczy przebiega bardziej prawidłowo w porównaniu do autyzmu dziecięcego. Głównymi kryteriami różnicującymi ZA od autyzmu głębokiego są: brak opóźnienia rozwoju mowy i innych istotnych jej zaburzeń uniemożliwiających logiczną komunikację, prawidłowy rozwój poznawczy.
(za wikipedią)
W dużym skrócie osoby z ZA są kompletnie nieempatyczne i aspołeczne przy jednocześnie wysoce rozwiniętych umiejętnościach w danej dziedzinie; ze względu na bliską autyzmowi potrzebę ścisłych schematów i struktur: najczęściej dziedzinie powiązanej z liczbami i analitycznym myśleniem. Oczywiście szalenie upraszczam, więc jeśli jest na sali psychiatra lub aspergeryk, proszę o druzgocące sprostowanie.
Powyższa charakterystyka pasuje do postaci, które od jakiegoś czasu jest nam dane oglądać na mniejszych lub większych ekranach. Najbliższy, najbardziej nasuwający się przykład to oczywiście Dr House, geniusza diagnostyki i maksymalnego loosera społecznego. Trudno o bardziej niezdarną postać w relacjach międzyludzkich i choć kochani Amerykanie dolepili do tego trudne dzieciństwo i psychopatycznego ojca (a dziadek Freud znów się w grobie przewraca), równie dobrze można stwierdzić, że House pod tym względem jest upośledzony, tak jak jest wybitnie uzdolniony pod względem spostrzegawczości i umiejętności kojarzenia z pozoru odległych faktów.
Nie sposób przeoczyć, że wyżej wskazane zdolności są również cechami dobrego detektywa i na pewno niejeden z wielbicieli House'a zaobserwował jego podobieństwo do Sherlocka Holmesa.
Sherlock Holmes ostatnio zaatakował kino z jakże zachęcającym dopiskiem "Koniec grzecznych detektywów". Przyznam, że to hasło, jak i trailery nie zachęcały: obawiałam się wręcz, że otrzymam film akcji w wersji kostiumowej, w którym główny bohater tylko przypadkiem ma na imię tak samo, jak postać z opowiadań Sir Arthura Conan Doyle'a. Wystarczy jednak odrzucić przyzwyczajenie do kanonu dotychczasowych ekranizacji i przypomnieć sobie, że Sherlock, prócz swego geniuszu obserwacyjno-dedukcyjnego był również morfinistą, bokserem i abnegatem oraz socjopatą. W ekranizacji Guya Ritchiego mamy więc znów zaplutego, niedogolonego aspergeryka, który przed ostatnią rundą bokserską analizuje sekwencję ciosów tak, by doprowadzić przeciwnika do nokautu. Sherlock się przybrudził i odbrązowił - i wyszło mu to na dobre: zapewnia godziwą dwugodzinną rozrywkę bez udawania, że jest czymkolwiek więcej (o co we współczesnym filmie trudno, gdy kino sensacyjne wplata wątki romansowe, zaś SF usilnie i zaparcie zastanawia się nad kondycją ludzkości, nieustająco robiąc sobie dobrze, przysrywając przy tem marmurem).
Zaznaczę tu, że bycie aspołecznym geniuszem nie jest wyłącznie domeną panów (chociaż w opinii społecznej najpewniej im to bardziej uchodzi). W zeszłym roku została zekranizowana trylogia Millenium na podstawie powieści Stiega Larssona. Przyznam się od razu, że czytałam i oglądałam wyłącznie pierwszą część, co oznacza najprawdopodobniej, że najlepsze już za mną. Na pewno też narażę się miłośnikom prozy Larssona pisząc, że film moim zdaniem jest lepszy niż książka. Niemniej, i tu, i tu występuje postać Lisbeth, genialnej hakerki, która włącza się do śledztwa i dzięki swoim zdolnościom zasadniczo przyczynia się do rozwikłania zagadki. Zrażenie do siebie wszystkich z wyjątkiem głównego bohatera zawarte w pakiecie. All inclusive.
Aspi jest dżezi. Lubimy postaci wybitne, które dla równowagi nie radzą sobie w dziedzinie, która potencjalnie jest do opanowania przez wszystkich: relacji społecznych. Lubimy małych bogów, którzy dzięki swym zdolnościom przejmują odpowiedzialność i potrafią wyzwolić się z lęku o akceptację grupy. Lubimy ich w końcu dlatego, że ich kompletna nieumiejętność zachowań dyplomatycznych jest bardzo odświeżająca w czasach, gdy spora część naszych zachowań społecznych przeniosła się na słowo pisane, co często pozbawia nas szans rozpoznania, kiedy jesteśmy fałszywie komplementowani lub zwyczajnie oszukiwani. Tęsknimy za ich szczerością. Nie pamiętając oczywiście, jak bardzo potrafi być bolesna.
6 komentarzy:
Kiedyś sobie w trójkę (mła,brat i madre) obiliśmy test na ZA w internecie. No i wyszło,że mamy na 90% :) To by tłumaczyło naszą aspołeczność, całkowite olewanie norm społecznych i brak zrozumienia co to jet grupa i o co w niej chodzi... mój brat komponuje od małego, madre maluje jakieś abstakcyjne maziaje a ja... ekhm, jestem z całej trójki najnormalniejsza. Z tego co czytałam ZA mają nie tylko geniusze. To po prostu choroba inteligentnych ludzi.
Osmielam sie twierdzic, ze widze Cie jednak w dobrym zdrowiu.
ZA jest diagnozowane po dlugich testach, nie ankiecie w necie. Taka ankiete to i ja bylabym w stanie wypelnic tak, by wyszedl ZA.
i w ten oto sposób przypomniałaś mi o zassaniu nowego odcinka Housa. Podziękowania składam na rączki Dobrodziejki
Ależ Ci głęboko - o dziwo - wyszło...
Nie mow do mnie o dziwo.
No albo dobra, mow! :D
Zapraszam do bloga www.asperger.blog.pl
A ja myślę, że Haus zdaje sobie sprawę z konwenansów. Jak potrafi czarować, w te konwenanse sie bawić. Szósta seria i dziewczyna Wilsona - pokaz dyplomacji. Co do Liz z Millenium- rzecz oczywista. A najbardziej jest trafiony psycholog z serialu Żądza krwi- gosc nie wyłapuje w ogóle społecznych norm, aluzji...Fenomenalny.
Prześlij komentarz