Ściana koresponduje z tym stanem ducha, który opisała kiedyś Eda Ostrowska "ciepło, jakbym tłukła głową w ścianę i krew na oczach prześcieradłem, takie ciepło", możliwe zresztą, że trawestuję, dawno ją czytałam, a skądinąd zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Tak naprawdę - nie jestem tak zrozpaczona, jak by to wynikało z niniejszego wstępu.
W rozpaczy nie wychodzę spod kołdry, gdzie tkwię, okutana po uszy, bo rzecz jasna mi zimno, i często z jakąś kompletnie zaczytaną książką.
Więc rozpacz to nie jest. Ale nie bez powodu ściana przecież. Spleen jakiś, niechciejstwo ogólne i spoglądanie spode łba na świat. A niby nieźle: nowa specjalizacja, więcej pieniędzy, mniej presji czasu. I to, że nie wiadomo, co z wyjazdem na urlop to przecie też nie powód do łamania rąk, bo się wszak na dniach rozstrzygnie. I to, że z H. częściej rozmawiamy na GG niż w realu - no a było kiedyś inaczej? No dobrze, przybrało na sile, bo oboje pracujemy, a grafiki nieczęsto chcą się zgrać.
Niepokoi mnie ściana, bo pojawia się, gdy kończy mi się jakiś etap w życiu.
Oczywiście Ściana Pink Floyd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz